czwartek, 9 stycznia 2014

Szekspir pisał szanty?


To naprawdę Szekspir, nie szanty... Z "Burzy", akt II, scena II. Znalezione przy okazji "Wesołych kumoszek z Windsoru" w Gorzowie Wielkopolskim. 



Ktokolwiek się pętał po naszym pokładzie,

Od stępki po gniazdo bocianie,

Ten kochał Marysię, Małgosię i Madzię,

A klął w żywy kamień na Manie.

Bo Mańka ma ozór jak jędza,

Każdego żeglarza przepędza.

Gdy masz widzi z dala, grymasi i zrzędzi,

Szewc drapie ją szydłem, gdy coś ją zaswędzi.

Więc niech szewc ją drapie, szczęść Boże,


A my – żagiel w górę i w morze!

Jestem patriotycznie zakręcony


Wypełniłem taki kwestionariusz, podesłany mi przez „Gazetę Wrocławską” ponieważ:
„W ramach akcji „Patriotycznie Zakręceni” zachęcamy Czytelników, osoby znane i lokalnych działaczy do tego aby opowiedzieli nam o tym czym dla nich jest lokalny patriotyzm. Do tego służyłby nam kwestionariusz z 10. stałymi pytaniami”.

Pytania kwestionariusza:
1             1. Moje miejsce na ziemi (albo Moja Mała Ojczyzna), to...
           Legnica. Jestem „przyjezdnym”, tak jak prawie wszyscy na Ziemiach           Odzyskanych. No może nie wszyscy, bo są już oczywiście pokolenia urodzone tutaj po wojnie, ale tak naprawdę wszyscy są „skądś”. I to jest zupełnie fantastyczne. To jest jak budowanie Nowego Świata. Właśnie na ulicy Nowy Świat w Legnicy jest jeden z obiektów naszego teatru, sala teatralna z prawie stuletnią historią. Teraz walczymy o „norweskie pieniądze” na rewitalizacje tego miejsca i chcemy tam stworzyć Ośrodek Nowy Świat, miejsce spotkań młodzieży z krajów związanych swoją historią z Legnicą, takie miejsce spotkania Wschodu z Zachodem. 
2.     Lokalny patriota to dla mnie… (prosimy o wymienienie znanych patriotów lokalnych)

Na pewno nie ten, który wciąż o tym gada. A kilku takich by się znalazło (śmiech). Miłość, każda miłość to uczucie intymne im mniej się o nim mówi tym lepiej. Dlatego bardzo cenię i szanuję ludzi, którzy zdala od zgiełku wykonują pozytywistyczną pracę naprawiając nasz lokalny i globalny świat. To dziś rzadka sprawa – pomagać innym, poprzez działania zmieniać rzeczywistość Dlatego urodzaju patriotów nie ma. Na pewno taka lokalną patriotką jest Kasia Kaźmierczak, prezeska Stowarzyszenia Inicjatyw Twórczych, osoba cicha i skromna, jej szerokie działania są nie do przecenienie. Na pewno patriotą lokalnym jest Franek Grzywacz, któremu za pomysły dwóch stricte legnickich imprez: Zjazdu Legniczan w 2014 r. i projektu „20 lat po” – w rocznicę wycofania wojsk sowieckich powinien dostać Największy Order w Mieście.

3.     Dbam o swoje miasto i otoczenie poprzez…

Naprawianie świata to nie tylko działania globalne, ale także te codzienne, na własnym podwórku. Na przykład w legnickim parku, który jest piękny, ale kompletnie niewykorzystany dla działań społecznych, artystycznych. Czasem sobie myślę, że ktoś najchętniej zamknąłby go na klucz, żeby pozostał dalej piękny, ale żeby nic się w nim nie działo. Dlatego wymyśliłem i poprzez moją Fundację „Naprawiacze Świata” zrealizowałem „Spotkania w Parku” – cykl wakacyjnych zdarzeń artystycznych, co niedzielę o godz. 16. Na ostatnie z nich, koncert Benny Bandu, przyszło kilkaset osób – to dla mnie powód do dumy.

4.     Moje ulubione miejsce w naszym mieście to…

Nie będę oryginalny: teatr w Legnicy, jeden z nielicznych teatrów w którym czuć „zapach teatru”, w którym scena jest ważniejsza niż administracja. Próby i spektakle w naszym teatrze to wciąż dla mnie najważniejsze emocjonalnie zdarzenia.

5.     Chętnie kupuje produkty lokalnych producentów, takie jak…

Wstyd przyznać, ale nie mam rozeznania co jest lokalne, a co nie, jeśli idzie o produkty. Na pewno chętnie kupuję/czytam wszystkie książki związane choćby śladowo z Legnicą. Książka to dla mnie najważniejszy produkt (śmiech)

6.     Lokalne tradycje, które kultywuje to…

Z lokalnymi tradycjami byłbym ostrożny, żyjemy w innym świecie i reaktywowanie np. Święta Ogórka nie ma dla mnie sensu. Moim zdaniem sensowniej tworzyć nowe zwyczaje, projekty. Dlatego przed laty z Frankiem Grzywaczem zorganizowaliśmy Zjazd Legniczan, który stał się, w odczuciu wielu odbiorców, imprezą kultową. Teraz czekamy na drugi (śmiech).

7.     Lokalne potrawy, które przygotowuje w domu to…

W sprawach kulinarnych jest kompletnym analfabetą, dlatego uchylę się od odpowiedzi na to pytanie.

8.     Eksponuje swój patriotyzm lokalny przez…

Jak już napisałem w odpowiedzi na pytanie nr. 2 nie chodzi o eksponowanie patriotyzmu lokalnego, tylko o normalne, codzienne działania. Ja od lat robię je w teatrze, przez cykl opowieści wywiedzionych z Legnicy buduję mitologię miasta. Takie były „Ballada o Zakaczawiu” (2000), „Wschody i Zachody Miasta” (2003), Łemko (2007). A na pewno będą  następne, choćby konieczna do opowiedzenia historia o legnickich Grekach, którzy nie tęsknią za Grecją.

9.     W moim mieście zmieniłbym/zmieniłabym…

Wszystko. Począwszy od stylu zarządzania, który przypomina rządy feudalnego księcia, a prezydenta obywatelskiego miasta. Legnica na naszych oczach i za naszym przyzwoleniem upada, staje się coraz mniej ważnym miastem.,  Z roku na rok jest  coraz gorzej  i nie zmienią tego zaklęcia płynące z Ratusza,  jak to się pięknie rozwijamy. Podpisuje się obiema rękami pod zdaniem jednego z felietonistów lokalnego portalu: „Wkurza mnie jakość dróg, marazm, małomiasteczkowość, syf i brud na ulicach, remonty przeciągające się w nieskończoność, ruina komunalnych kamienic, zamykane firmy, ciągłe podwyżki podatków i opłat lokalnych, rudera teatru letniego, brak parkingów i perspektyw na ich powstanie oraz wiele innych rzeczy, o których będę pisał bo ktoś musi”. Ktoś musi pisać i ktoś musi o tym mówić. 

10. Najbardziej czuję się  … (Polakiem/Polką, Europejczykiem/Europejką, Wielkopolaninem/Wielkopolanką)

Najbardziej to się czuję  się wolnym człowiekiem - legniczaninem.  


wtorek, 24 grudnia 2013

Świątecznie

Ten mail przyszedł do mnie już dawno, po festiwalu „Lokersi”, dawno tez poprosiłem o możliwość umieszczenia go na blogu. Napisał go szef teatru z Cieszyna, jednej ze scen, które zagrały na naszym festiwalu. Tak się jakoś złożyło, że upowszechniam go dopiero teraz, ale może to i dobrze, bo Święta i Nowy Rok to taki czas podsumowań. Dziękuję Ci, Modrzejewsko,  i wszystkim ludzie wokół niej!

Panie Dyrektorze,

bezpośrednio po przyjeździe nie miałem spokojniejszej chwili  na napisanie do pana.
Chciałem jeszcze raz podziękować za zaproszenie i przekazać wyrazy najwyższego uznania dla profesjonalizmu i serdeczności ludzi z teatru legnickiego, którzy pomagali nam w przygotowaniu prezentacji. Byli prawdziwymi gospodarzami. Począwszy od ekipy technicznej sceny, przez panią krawcową - garderobianą, pana stróża, panie sprzątające, a skończywszy na wspaniałej pani Agnieszce..
Czuliśmy się spokojnie i bezpiecznie. Jak u siebie.
W tym kraju to naprawdę jest zjawiskowe. Przez litość dla innych, nie będę podawał porównań.
U Państwa mieliśmy wszystko i jak chcieliśmy.
Państwa publiczność, to marzenie.
Moja żona ciągle twierdzi, ze nasz spektakl jest hermetyczny. Publiczność w Legnicy rozwiązała ostatecznie te obawy!

W państwa teatrze panuje atmosfera rosyjskiego teatru. Przepraszam, nic nie poradzę na to moje poczucie. Rosyjska atmosfera w najlepszym "MXAT-owskim" znaczeniu :). A przecież w Polsce! A przecież na "prastarej niemieckiej ziemi":)!

Z najwyższym szacunkiem -

Bogdan Słupczyński, Teatr CST

Rosyjski teatr w najlepszym „MCHATowskim” znaczeniu, w Polsce, na „prastarej niemieckiej ziemi”.  Najpiękniejsze określenie naszego teatru, jakie  usłyszałem w życiu.

Kłaniam się wszystkim moim czytelnikom w pas, świątecznie i noworoc

sobota, 16 listopada 2013

Kumoszki z Jawora


Znowu wstyd – mimo deklaracji zaniedbałem pisanie i aż strach patrzeć, kiedy datowany jest ostatni wpis. Jak to jest, ze William Szekspir (jeśli istniał) w dwa tygodnie machnął „Wesołe kumoszki z Windsoru”, a my mamy czasem problem z jednym prostym pismem urzędowym? Zacząłem właśnie próby „Kumoszek” w Gorzowie (Wielkopolskim z nazwy,  choć nic wspólnego z Wielkopolską nie ma) i nie mogę się nadziwić temu kompletnie nieszekspirowskiemu tekstowi, w którym bohaterami nie są królowie i hrabiowie, tylko mieszczanie, najzwyklejsi mieszczanie z Windsoru w hrabstwie Berkshire. W dzisiejszym Windsorze mieszka 28 tys. mieszkańców, warto zapytać,  ilu mieszkało wtedy? 

Bo też nie dość, że to mieszczańska komedia, wręcz, to jeszcze dzieje się w latach,  w których żył i tworzył Szekspir (jeśli istniał), nie ma tam duchów ani elfów, nigdy nie przyjeżdża z fantasmagorycznej Polski albo Czech, wszystko jest aż do bólu zwyczajne. I dlatego fantastycznie współczesne, nie a la Garbaczewski i  sp.z.oo, tylko poprzez sprawy, emocje, interesy i namiętności, którymi żyją bohaterowie. Opowieści o „skokach w bok” są ponadczasowe, uniwersalne, a przez to zwyczajnie współczesne.


Więc znowu – jak ktoś się znudził, nie będzie oglądał – będzie o prowincjonalnym miasteczku, zaludnionym prze typy i typki, do którego zjeżdża „gość ze stolicy” i machina rusza… Nie ma chyba tekstu Szekspira, w którym byłoby tak wiele komicznych typów i to wcale nie wśród tzw. głównych postaci: Pani Chybcik, Abraham Mizerek, Piotr Tuman no i absolutni tip –top czyli walijski ksiądz Hugo Evans i francuski doktor Caisu. W doskonałym tłumaczeniu Barańczaka ich kwestie brzmią fenomenalnie i na próbach czytanych zwijaliśmy się ze śmiechu. Jak znam życie, gdzieś w połowie grudnia przestaniemy się śmiać. Przed nami ciężka praca. Premiera 25 stycznia. Zapraszam.   

niedziela, 20 października 2013

Nie byłem na La Boca


Podróżowanie z teatrem po świecie nauczyło mnie ostrożności w wypowiadaniu się o innych krajach i narodach. Iluż spotkałem domorosłych znawców Rosji. Na Czechach zna się każdy, a znawców angielskich realiów jest więcej niż obywateli Polski. Dlatego o charakterze Argentyny i Argentyńczyków nie powiem nic,  poza tym co już powiedziałem: że z zadziwiająca dynamiką i głębią weszli w naszą opowieść, w „III Furie”. Tak jak napisałem, w piątek było dobrze, a w sobotę i dzisiaj jeszcze lepiej. Dzisiaj zagraliśmy spektakl w obchodzony tu mocno Dzień Matki, wywalczony przez wspomniane w poprzednim wpisie Matki z Placu Majowego. Świętuje się go tu dużo istotniej niż w Polsce, obiadami rodzinnymi itd.  Nie wiem,  czy na naszej widowni dziś były Matki z Placu. Pewnie nie, festiwal FIBA to impreza licencjonowana przez władze Buenos Aires,  za którymi Madres de Plaza , delikatnie mówiąc, nie przepadają. To zresztą nie wykorzystana przez festiwal szansa na pokazanie kontekstu naszego spektaklu. Gdyby doszło do spotkania „naszych” matek ze spektaklu  z najsławniejszymi Matkami na świecie,  odbyłaby się rozmowa, której jeszcze dotąd nie było.

Po dzisiejszym spektaklu Dario Loperfido, szef artystyczny FIBA, rzekł nam, że byliśmy hitem festiwalu. Cieszymy się. Ale poczekamy na pisemne opinie. Natalia (Polka, studentka wiedzy o teatrze i iberystyki w Warszawie), która z ramienia festiwalu się nami kompetentnie i z wdziękiem opiekuje, obiecała nam je zebrać. Rejestrujemy naszą kamerę różne zdarzenia, powstanie z tego film, który pokażemy wszystkim na specjalnym spotkaniu w  Caffe „Modjeska” w drugiej połowie listopada.

A wracając do Argentyny i Argentyńczyków,  uprzedzę pytanie: nie, nie byłem na La Boca. Dla tych co nie pamiętają, La Boca  to najbiedniejsza dzielnica w Buenos, taka, którą straszy się turystów. Jakiś czas temu jej fragmenty pomalowano na kolorowo. I to kolorowo przyciąga turystów, i jeszcze Boca Juniors, i legendarny „boski Diego” – Diego Maradona. Jako specjalista od Zakaczawia powinien od razu po przylocie polecieć na Boca. Nie poleciałem. Dosyć mam biedy w Legnicy, dosyć jej  widzę na Zakaczawiu i Nowym Świecie, żeby dotykać podobnego świata 15 tysięcy kilometrów dalej. Poważne fragmenty Legnicy umierają, z naszym, mieszkańców,  przyzwoleniem. Może to jest pomysł, żeby legnickie władze  przynajmniej pomalowały Zakaczawie i Nowy Świat na kolorowo? Nic by to nie zmieniło, ale byłoby bardziej, że tak powiem,  światowo.


Dziś przed nami jeszcze koktajl na zakończenie festiwalu i noc w klubie tanga. Będzie szał. Jutro wsiadamy do samolotu i z przesiadką we Frankfurcie n/Menem  17 godzin wracamy do Polski. W środę jedziemy na festiwal do Zabrza z „Komedią obozową”, Gramy ją w czwartek, a w dwa dni później w Bolesławcu. W przyszły wtorek ruszają ostatnie próby do „Zabijania Gomułki”, premiera 3 listopada. Trochę się dzieje w naszym teatrze. Bądźcie więc z nami, sercem, duchem i intelektem. 

sobota, 19 października 2013

Argentyńskie furie


Zapisuję te emocje na gorąco, w Argentynie brzmi to dwuznacznie,  bo mamy środek wiosny, prawie lato, temperatury pod 30 stopni, żyć, nie umierać. Zapisuję na gorąco to, co wczoraj zdarzyło się w Sali Casacuberta Teatru San Martin w Buenos Aires, od godz. 20.30 do 21.20. Legnica spała, jak zaczynaliśmy spektakl, w Polsce było pięć godzin później. Legnica spała, a legnicki teatr podbijał Nowy Świat. Tak, piszę to bez żadnej patetycznej pretensji. Dużo jeździmy po Polsce i po świecie, i zawsze jest ta walka o nowy świat, nowa przestrzeń, nową widownie. Często ją wygrywamy, czasem przegrywamy, takie jest życie. Ale wczoraj w Buenos zdarzyła się rzecz wyjątkowa. Absolutne przymierze z widownią licząca kilkaset osób, z której nikt prawie nie rozumiał naszego języka, która musiała podążać za napisami, świetnie przygotowanymi przez wolontariuszkę Sylwię (Polkę oczywiście). Ten spektakl, na  wskroś polski, na wskroś wpisany w naszą popękaną historię, przeczytali oni jako społeczną opowieść o kobietach i dzieciach, o historii i jej paranojach.

W tym kraju, gdzie przez Plaza de Mayo, obok prezydenckiego pałacu,  prawie codziennie przetaczają się demonstracje, w tym kraju, gdzie protestują wszyscy i wszędzie,  protest Danuty Mutter i Stefanii Markiewicz zabrzmiał z okrutna siłą. To odwoływanie historii, wszechobecna miłość matki do dziecka, jakie by ono nie było. To tutaj co czwartek maszerują Madres de Plaza, ten milczący marsz w obronie zaginionych dzieci jest wstrząsający. To tutaj społeczny teatr, jakim jest Legnica od lat, ma swoją widownię.


Mamy zresztą  fragment marszu matek nagrany na video, przywieziemy i pokażemy, tak zresztą jak urywki wczorajszego spektaklu, Musicie tego choćby dotknąć, zobaczyć, że nie jesteśmy gołosłowni. Kiedy wczoraj stałem gdzieś na końcu widowni i patrzyłem na scenę, pomyślałem sobie, że teatru nie zamienię na nic na świecie, choćby mi ktoś proponował Skarby Midasa. Nie. Nie da się na nic zamienić drużyny Modrzejowskiej. Wszyscy zagrali świetnie, ale Rafał Cieluch w improwizacjach był fantastyczny. Asia Gonschorek  wzruszająca i zjawiskowa. Przed nami jeszcze dwa spektakle, ale już wiem, że wygraliśmy. Nowy  Świat jest naszą ziemią. I na pewno tu jeszcze wrócimy. Właśnie prze chwil ą odebrałem maila, od Shoshany Polanco, producentki festiwalu, że festiwal z Brazylii interesuje się naszym teatrem. 

piątek, 11 października 2013

Nie do wiary


Urząd Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Legnicy negatywnie zaopiniował zgłoszony przeze mnie do Legnickiego Budżetu Obywatelskiego projekt utworzenie tzw. patelni w Parku Miejskim czyli miejsca do tańczenia, koncertowania, o które często upominają się legniczanie podczas organizowanych przez moja Fundację spotkań.

Kilkadziesiąt metrów od miejsca gdzie miała stanąć „patelnia”,  stoi stadion piłkarski, z aluminiowym ogrodzeniem, plastikowymi krzesełkami.  W samy sercu parku. To  nie przeszkadza konserwatorowi. Natomiast przeszkadza mu szlachetna, drewniana, wpisana w przestrzeń architektoniczną i przyrodniczą drewniana konstrukcja (na zdjęciach poniżej wizualizacja is tan obecny tej przestrzeni), która miała służyć wszystkim mieszkańcom Legnicy nie od święta, jak stadion, ale cały czas.

Urzędnicy miejscy skwapliwie skorzystali z negatywnej opinii konserwatora i odrzucili mój projekt. Mam takie nieodparte wrażenie, także z lektury informacji dochodzących z posiedzeń zespołu kwalifikującego projekty, że legnicki budżet obywatelski staje się projektem prezydenta, radnych i urzędników, którzy przy okazji jego realizują swoje polityczne i ambicjonalne cele. Że odwoływanie się do społecznego kontekstu projektu jest tylko retorycznym chwytem. Szkoda. Legnica zasługuje na więcej. Nasz świat zasługuje na więcej. Ile razy jeszcze trzeba będzie powtarzać, że to legniczanie powinni stanowić o Legnicy, dopominać się o wpływ organizacji pozarządowych na życie miasta? 


Jeśli ktoś myśli, że takimi absurdalnymi decyzjami zniechęci mnie do działania,  głęboko się myli. Jest zupełnie odwrotnie. Takie decyzje wywołują w człowieku najpierw niedowierzenie, a potem naturalny bunt, sprzeciw wobec świata w którym  takie nieracjonalne, aspołeczne decyzje są możliwe. Dlatego proszę, zmieniajmy Legnicę razem!