Dolny Śląsk ma pewnie najbardziej gęstą w Polsce sieć dróg. Fantastycznie – bo jest po czym jeździć, a jednocześnie przekleństwo bo remontować, namawiać, poprawiać wciąż trzeba.
Kocie łby, pamiętające wciąż bardzo dawne czasy, bywają teraz marzeniem niektórych współczesnych gospodarzy miast i miasteczek. Że takie przecież trwałe, nie jak ten PRL-owski asfalt….Więc jest po czym i dokąd pojeździć o czym się wczoraj przekonałem przemierzając nasza piękną ziemię legnicką (i jaworską) wzdłuż i wszerz.
Wszyscy cierpimy na syndrom i schemat „nic nie dziania się”. Tymczasem parę godzin w podróży uświadamia, że w tej Polsce poza TVN24, w Polsce prowincjonalnej, lokalnej, miejscowej dzieje się bardzo bardzo dużo. W Złotoryi tłumy na mistrzostwach świata w płukaniu złota, nad jedynym w regionie bezpłatnym kąpieliskiem, w Prochowicach, pod zamkiem, przywołują Napoleona, w Paszowicach Święto Pierogów i tyle ludzi, że publiczność niedawnego meczu Polska–Gruzja chowa się pod stołem, w Głuchowicach, Tyńcu Legnickim i Gogołowicach pikniki integracyjne czyli po dawnemu dożynki, święto plonów, tradycyjne, ale przez to budujące tożsamość miejsca – bardzo ważne dla lokalnej społeczności.
Się dzieje. Pogłoski o śmierci aktywności lokalnych społeczności są przesadzone. Dzieje się bardzo dużo i to w większości za pieniądze projektowe, nazwijmy je unijne, co by to nie znaczyło. Kto ma oczy widzi to. Jak mówi mój ulubiony polityk, prezes Pawlak, nie marudźmy, nie narzekajmy, tylko wiosłujmy dalej, do przodu. Tak Bogiem i prawdą, czemu szef największej chłopskiej partii mówi o wiosłowaniu naprawdę nie wiem. Na wszelki wypadek więc zrobiłem sobie w czasie peregrynacji zdjęcie z traktorem. Traktor wyszedł na nim lepiej.