piątek, 21 października 2011

Kibice i (moje) głupie pytania

Każdy dobry uczynek zostanie przykładnie ukarany. To właśnie zdanie przyszło mi na myśl, gdy usłyszałem pierwsze powyborcze reakcje polityków PiS. I nie chodzi mi o kwestie zasadnicze, żadną tam wielką politykę, ani rację stanu. Myślę wyłącznie o tym, jak szczerze i do bólu pisowcy przyznali się do manipulacji kibicami piłki nożnej, na koniec zostawiając ich z ręką w nocniku, albo z kacem gigantem. Do wyboru. Najwięcej radości z akcji „9 października wrzuć Platformę do śmietnika” (albo „Tusku matole, twój rząd obalą kibole”) powinni mieć kibice Zagłębia Lubin. Jasne, że nie wszyscy. Z pewnością jednak ci, którzy blokowali naszego „tuskobusa” w swoim mieście antyrządowymi (to dozwolone, żeby nie było wątpliwości) wyzwiskami, agresją i jajami. Osiągnęli wyjątkowy sukces. Już dzień po wyborach nowo wybrany poseł PiS Jan Tomaszewski podziękował im za tę „spontaniczną” akcję. Pan Janek, jak to on, zrobił to w wielce oryginalny sposób. Ni mniej, ni więcej, w publicznej telewizji obwieścił, że… Zagłębie Lubin nigdy nie powinno grać w polskie lidze, przywołując zaprzeszłe (choć niestety prawdziwe) grzechy tej drużyny. 1: 0 dla PiS.

Nie trzeba było długo czekać, a wynik tej konfrontacji (na 2:0 dla PiS) podwyższył główny napastnik i kapitan pisowskiej kamandy. Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” z bólem w sercu, ale jednak przyznał, że jedną z głównych przyczyn wyborczej porażki jego ugrupowania było poparcie, jakie jego formacja udzieliła stadionowym zadymiarzom i bandytom. Nie wierzyłem w to, co czytałem. Tak nie traktuje się przecież najbardziej zaangażowanej drużyny, która wyszła nie tylko na plac tej gry, ale nawet na ulice. Tak się nie robi, panie prezesie! Przecież po takiej ocenie twoi najwierniejsi zawodnicy w tej politycznej grze wyszli na na zmanipulowanych naiwniaków.

To wszystko co powyżej nie jest przeciwko kibicom. Jeśli już, to przeciw zaślepieniu ich przywódców, a jeszcze bardziej przeciw politycznym macherom, którzy z cienia sterowali ich antyplatformerskiej akcji. Tak czy owak, kibice powinni pamiętać o starym polskim przysłowiu – „jak sobie pościelisz, tak się wyśpisz”. Albo inaczej i prościej. „Chcącemu nie dzieje się krzywda”. To rzymska zasada prawna, która w języku sportowym także da się wytłumaczyć. Jeśli dobrowolnie wychodzisz na ring, nie protestuj, gdy cię znokautują. Nawet jeśli stanie się to wbrew przepisom, gdy sam pozwoliłeś sobie na walkę bez zasad.

Dość jednak tego mądrzenia się. Chciałbym wziąć w obronę tę lepszą część kibicowskiej społeczności. Nawet jeśli składa się z takich samych naiwniaków, co to jeszcze kilkanaście dni temu spuszczali mnie i platformianą drużynę do politycznego kanału. Chcę bowiem głośno zaprotestować przeciwko głupkowatemu terroryzowaniu tej społeczności. Jestem świeżo po lekturze gazetowego doniesienia o policyjnej akcji na legnickim stadionie, której ofiarą padli kibice zbierający datki na pokrycie kosztów oprawy meczów. Argument, że kibice prowadzili publiczną zbiórkę bez urzędniczej zgody, a zatem dopuścili się karalnego wykroczenia, jest kosmiczny. I to nie dla takiej, czy innej zebranej kwoty, ani z powodu tej czy innej interpretacji przepisów. Powody są zasadnicze i dotyczą kwestii fundamentalnej - kto dla kogo? My dla państwa, czy ono dla nas?

To państwo już wlazło nam do łóżek, decyduje co jest moralne, a co nie, takim samym przepisem, nakazanym wiarą, decyduje jakie wartości upowszechniać ma publiczna telewizja, a nawet uznało, że posiadacz prawa jazdy na autobus nie ma prawa… prowadzić własnego samochodu! Od wczoraj wiem nawet, że nie wolno mi zagrać z kumplami w pokera, oczko, monopoly, chińczyka… ani w żadną inna grę, której wynik jest pochodną losu (karty, która podejdzie, albo nie, liczby oczek wyrzuconych kością itp.). Oczywiście, wolno mi to robić, ale tylko w strefie urzędowej władzy czyli w licencjonowanym kasynie. W każdym innym przypadku - zdaniem urzędasów - naruszę ustawę hazardową! Nawet jeśli stawką gry będzie symboliczne piwo, albo funt kłaków. Mogę bez końca mnożyć przykłady, gdy moje słabe państwo, które nie radzi sobie z tak wieloma sprawami, demonstruje swoją siłę i pryncypialność w odbieraniu mi elementarnej wolności, która nie zagraża ani jemu, ani nikomu.

Pytam zatem, czy kibice zbierający drobne datki, by mecz oglądało się w lepszej atmosferze, to społecznicy, czy przestępcy? Czy imprezowa i spontaniczna zrzutka na biedne dzieci to zbrodnia przeciw mojemu państwu i jego fiskusowi? Czy sąsiad, który pomaluje mi mieszkanie to już szara strefa, czy jeszcze przyjaciel? Czy parę stówek pożyczonych koledze, bo nie ma do pierwszego, bez umowy i zgłoszenia do urzędu skarbowego, to powód do interwencji służb skarbowych? Pytam, bo chciałby wiedzieć czy to moje państwo ma mnie represjonować, czy – z moich podatków – zapewnić mi maksimum możliwych praw i wolności. Głupio pytam?

Pewnie głupio pytam w kraju, w którym objętych dyscypliną służbową i hierarchiczną podległością policjantom zezwala się być radnymi, czyli uczestniczyć w politycznej grze o władzę. Nie teoretyzuję. Znam skład rady miejskiej w Legnicy. Wybory są jednak wolne. Do pomyślenia jest zatem sytuacja, że wszyscy radni będą policjantami. Tylko… Czym wówczas tak bardzo demokratyczne stanowione państwo będzie się różniło od policyjnego?