Na red. Jacka Harłukowicza z wrocławskiej „Gazety
Wyborczej” zawsze można liczyć. Kiedy na początku czerwca odtrąbił „aferę” w legnickim
Arlegu i w dziesiątkach tekstów (będących różną wersją tych samych banialuk) szkalował jego prezesa, Jarka Rabczenkę,
chwalił jednocześnie regionalną PO i jej szefa, Jacka Protasiewicza, bo ten działał tak jak mu dzielny redaktor
nakazał. W piątek pisał, ze Rabczenko nie powinien być kandydatem PO na prezydenta
Legnicy, w sobotę powtarzało to szefostwo regionu, w sobotę napisał, że trzeba
rozwiązać struktury powiatowe PO w Legnicy, w poniedziałek uczynił to zarząd regionu. I wszystko byłoby tak, jak tego zechciał WKzGW (Wielki Kreator z „Gazety
Wyborczej”), gdyby nie niezaplanowany przez niego fakt: legniccy działacze
odwołali się do zarządu krajowego PO. Wnikliwy śledczy z GW nie doczytał
statutu partii, gdzie wyraźnie stoi, że nie region decyduje o rozwiązaniu
struktur, ale „krajówka”. I nagle wszystko zaczęło się dziać nie po myśli redaktora: zarząd krajowy nie podtrzymał decyzji regionu i nie rozwiązał
struktur, sąd koleżeński nie ukarał Rabczenki i posła Roberta Kropiwnickiego,
region zaakceptował Rabczenkę na kandydata na prezydenta, a UMWD ustami jednego
z wicemarszałków zapowiedział, że zmian personalnych w Arlegu nie będzie.
Ale co tam, nieważne, że kilkanaście osób z różnych stron świata politycznego, w tym platformerskiego, po zbadaniu sprawy uznało, że żądnej afery
nie było. Nieważne, że Rabczenkę popiera społeczny komitet „Porozumienie dla
Legnicy”, skupiający ludzi od lewa do prawa, nie skłonnych do popierania
nikogo, kto jest w wątpliwej sytuacji. Harłukowicz wie lepiej i dziś po raz
kolejny, na stronach centralnych i lokalnych GW, powtarza te same hasła: afera w Arlegu,
podejrzany Rabczenko, uzupełniając to jeszcze spiskową teorią dziejów, że PO
musiała poprzeć Rabczenkę bo inaczej….nie powstałby rząd Ewy Kopacz. Nie chcę się
wyzłośliwiać, ale w tym przypadku granica śmieszności została wyraźnie
przekroczona. A już na poważnie: uważam, że Jacek Harłukowicz swoją twórczością
kompromituje „Gazetę Wyborczą”, swoich lokalnych i centralnych szefów, z Adamem
Michnikiem na czele. Kompromituje też ideę „Wyborczej” jako najważniejszego,
opiniotwórczego dziennika, wywiedzionego z korzeni „Solidarności”.
Szkoda, że wolność słowa sprowadzona została w tym
przypadku do braku jakiejkolwiek odpowiedzialności za słowo, A szkalowany
nieustannie bohater tekstów może tylko dochodzić swoich praw przed sądem
powszechnym, co, jak słyszałem, już się stało. A pewnie, za rok, a może i dwa,
dzielny redaktor przepraszał będzie Rabczenkę i innych poobrażanych, jak to już
wiele razy czynił w przypadku innych tekstów. Będzie przepraszał, ale petitem,
na ostatniej stronie…Na tym polega bowiem jego odpowiedzialność za słowo: hulaj
dusza, piekła nie ma.