Kiedym pogrążony w te rozważania pomyślał, że nijak nie ma powrotu za perłową granicę, ujrzałem – po tylu latach – czarną zmorę z dukatowymi oczyma, jak się wyrajała niezgrabnie z sufitu. Przeszył mnie zimny strach, ale zamiast krzyknąć, uśmiechnąłem się do niej przyjaźnie, bo tylko ona ocalała z dzieciństwa. Ona jedna powróciła.
Coś przecież nie opuszcza człowieka nigdy. Strach.”
Ale też przywołuje się swoje duchy. Niedawno od
rodziców z Tarnowa przywiozłem wspomnienie, które mój wujek, Władek Olczyk, napisał o Pankach Częstochowskich, wsi Jego (a
także polowy naszej rodziny) dzieciństwa. Żył tam Alojzy Głąb, który - wraz ze swą żoną Eleonorą
- osiedlili się w Pankach w 1905 r. „dając początek licznej i wielopokoleniowej
rodzinie”. Ale nic nie jest proste, o czym świadczy przypis: „Alojzy Głąb był
ostatnim z dynastii bogatych Głąbów. Po nim została tylko bieda. Wolał oddać
pół majątku na budowę kościoła – niż wyposażyć własne dzieci”.
Alojzy otrzymał
koncesję na prowadzenie sklepu i karczmy. Ponieważ Rosjanie wypędzili z Panek
Żydów, Polacy-katolicy mogli się łatwo
dorobić…Pradziadek Alojzy nie jest moim bohaterem, dużo bliżej mi do prababki Eleonory,
która „lubiła tańczyć, bawić się, otaczać ludźmi z pankowskiej inteligencji,
brać życie na wesoło. Była przy tym bardzo stanowcza w prowadzeniu handlu,
wymagająca w stosunku do siebie i bez pobłażliwości dla personelu”. Może nie
wszystko w moim przypadku się zgadza (np. skłonność do tańców), ale bliskość
ideowa jest.
I dlatego pomyślałem, że – że tak powiem - zmienię swoje
najbliższe plany artystyczne i popełnię opowieść
o roboczym tytule "Babcia", o babci zlepionej z wszystkich opisanych
przez Jerzego Pilcha babć i prababć, i ze wszystkich moich i nie tylko moich,
babć i prababć.
Spektakl dedykowany starszym ludziom, dla
których prawie nikt nie robi teraz teatru.