Bardzo długo naiwnie sądziłem, że z sytuacją zawodową reżysera jest jak z dobrym winem – im później, tym lepsza, bardziej wyrafinowana, przynosząca większe profity i mocniej pożądana. To przecież idealny zawód dla tych, którzy boją się starości. Lepszy może być chyba tylko żywot pisarza. Bo takiemu tancerzowi to po 40-tce zaczynają siadać kolana, aktor po 50-tce ma coraz mniej do grania, a kariera sportowa? Kończy się w wieku, w którym ja interesowałem się dziewczynami, a nie sztuką. Czyli bardzo wcześnie. ..Fakt, że reżyser „robi” głową a nie ciałem w kontekście wieku powinien być dla niego błogosławieństwem. Myli się jednak ten, kto twierdzi, że pracy umysłowej udało się uciec przed kultem młodości. Tym samym, który w naszej kochanej kulturze już dawno tak bezlitośnie opanował ciało.
Dziś kończę 48 lat. Relatywnie – stary nie jestem. I staro się też nie czuję. Wciąż mam sporo energii i entuzjazmu, żeby pakować się w nowe projekty, czasami nawet przesadzam z ich ilością. Dogaduję się z młodymi. Lubię działać. I przede wszystkim wciąż buntuję się jak jakiś 20-latek, co nawet dla mnie samego momentami jest zabawne. Wszystko powinno być pięknie – mówią przecież: masz tyle lat, na ile się czujesz. A jednak.
Kiedy polski reżyser teatralny dobiega 50-tki na „poważnym” festiwalu (czyt. za dużą kasę i tzw. opiniotwórczym) może być co najwyżej wydarzeniem towarzyszącym dla głównych nurtów takich, jak: „Młodzi Reżyserzy”, „Nowa Fala”, „Forum Młodych Twórców” etc. A poza tym mamy nagrody dla „młodych”, kursy do 35 roku życia, stypendia i programy Unii Europejskiej. Wszyscy kochają młodość. Powoli też zaczynają kochać starość, ugłaskując ją warsztatami 55+, kampaniami medialnymi i innymi profitami dla seniorów. Właściwie seniorów – emerytów, którzy niech sobie coś tam robią na boku. Nikt jednak nie wie, co zrobić z tymi biedakami między 45 a 55 rokiem życia, co już młodzi raczej nie są, ale i na wczasy dla staruszków jeszcze nie pojadą.
Osobiście za często nie marudzę, bo dobrze mi się i w życiu, i w zawodzie dzieje. Rozumiem też wszystkie te mechanizmy ojcobójców, zmian pokoleniowych, że tak świat od wieku ułożony etc. Ale obserwuję otoczenie i widzę, jak ostatnio wszystko na głowie staje. Wiek, który kiedyś oznaczał pełnię możliwości twórczych, dojrzałość, doświadczenie, stabilizację emocjonalną, czyli wiek sukcesu - dziś jest wiekiem outsiderów. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że będzie coraz gorzej. Jeśli nie osiągniesz sukcesu przed 30-stką – nie zaistniejesz. Po trzech sezonach twój styl artystyczny stanie się niemodny i opatrzony, a koło 40-stki każdy aktor będzie chciał pracować z młodszym niż ty, bo ważne żeby było nowe nowe nowe.... Duże bardziej ważne, niż to, żeby było sensowne, sprawdzone, doświadczone i wypracowane. I tak wiek outsiderów rozciągnie się od 35 do 65 roku życia.... Nazbyt apokaliptyczna wizja? W każdym razie ja cieszę się, że 48 urodziny mam dziś, a nie za lat dwadzieścia....