niedziela, 1 czerwca 2014

Krzakowski ściga się z Gomułką

Kiedy w końcu lat 60-tych w systematyczny sposób burzono zabytkowe śródmieście Legnicy czyniono to, można tak powiedzieć, z pobudek głęboko ideowych. Otóż I sekretarz KC PZPR, Władysław Gomułka, „Wiesław”, nakazał niszczenie śladów niemieckich na Ziemiach Odzyskanych. Robiono to pod pretekstem złego stanu technicznego, co było poniekąd  prawdą. Przez 20 lat po wojnie nie dbano o starą Legnicę, nie było to modne…Ale tak naprawdę to zdecydowała idea: niemieckiej Legnicy powiedziano precz i w ten sposób zamordowane serce miasta. Zamiast zabytkowych kamienic postawiono ponure bloki, symbol gomułkowskiej „małej stabilizacji”. Kiedy ogląda się zdjęcia z tamtej zagłady, wrażenie jest porażające. Tak jak wyobraźnia burzących, jeden ze spychaczy zaangażowanych w akcję nazwano „Rudy”… – było to już po premierze serialu o Janku Kosie.

Obecnie nam panujący prezydent Legnicy, Tadeusz Krzakowski,  nie burzy Legnicy z powodów ideowych. Ekipa rządząca miastem nie wyznaje żadnej idei, tylko czystą pragmatykę: administruje miastem od poniedziałku do piątku. Budynki na Zakaczawiu i nie tylko burzy się,  bo nie ma żadnego pomysłu ich wykorzystanie, a zły stan techniczny - tak jak dla ludzi Gomułki - jest świetnym pretekstem. To swoiste przyzwolenie Ratusza na degradację starych, świadczących o dziedzictwie miasta,  budynków jest dojmujące. Nie robi się dokładnie NIC w kierunku, aby je ratować. Milczenie Ratusza w sprawie planów wyburzenia przez PKP byłego kina „Kolejarz” jest skandalem.
15 lat temu legnicki teatr zrobił wszystko, aby miejsce to uratować, przywrócić mieszkańcom. „Ballada o Zakaczawiu”  rozsławiła dzielnicę i byłe kino na cały świat. Proponowaliśmy poprzednikowi Krzakowskiego stworzenie tam filii MDK,  bo zakaczwskie dzieci i młodzież wychowują się na ulicy. W odpowiedzi na debacie, zorganizowanej w stołówce ks. Gacka, usłyszeliśmy wypowiedź wiceprezydenta Legnicy, Janusza Ostrówki:  „Traktujemy Zakaczawie tak  jak każdą inną dzielnicę Legnicy”. Na te słowa wtedy, w 2000 roku, wszyscy zebrani wybuchnęli  śmiechem. Teraz, z perspektywy blisko 15 lat, słowa te brzmią  jeszcze bardziej ponuro. Nie robimy nic z miastem, nie robimy nic z Zakaczawiem.