Śmierć nie jest wcale piękna. Śmierć jest straszna, tragiczna, smutna. Nie bez przyczyny od zawsze widzimy ja z twarzą kościotrupa i z kosą. Ta śmierć przyszła po Waldka Czechowskiego wczoraj w piątej minucie premiery naszego spektaklu „Inny chłopiec”. Widz zmarł w trakcie premiery, na scenie, bo tam usytuowana jest widownia w tym przedstawieniu. Przez 40 minut walczyliśmy o Jego życie – najpierw dzielnie cywile: aktorzy i widzowie, potem ratownicy medyczni. Nie daliśmy rady.
Powiem szczerze; od dawna jestem impregnowany na to całe poetyzowanie śmierci. Że jest piękna, że każdy aktor marzy, żeby umrzeć na scenie. Nie jest tak. Śmierci się boimy, odsuwamy myśli o niej, żyjemy tak jakby jej nie było. Kiedy przychodzi dzieje się to zwykle tak nagle, że tego nie rejestrujemy. I może tak jest dobrze. Bo przecież część z nas wierzy w życie po śmierci i ci mają nadzieję. A tym co nie wierzą i tak jest wszystko jedno.
Z Waldkiem kolegowaliśmy się od wielu lat gadając czasem o sztuce, teatrze, książkach. Waldek „robił w biznesie”, ale w duszy był humanistą pełna gębą. Kochał teatr i mimo, że ostatnio pracował w Warszawie, często w weekend zaglądał do naszego teatru. Pamiętam Jego zachwyt nad „Dziadami’ Raczaka na Piekarach, pamiętam nocne gadania w Modjeskiej przy okazji któregoś z festiwali, jeszcze z Irkiem Guszpitem z którym Waldek znał się ze studiów. Ta straszna śmierć zbiera swoje żniwo – po Ludwiku Gadzickim zmarł kolejny wierny widz legnickiego teatru.