środa, 4 czerwca 2014
Czarodziejski Mardin (2)
Po spektaklu, 2 czerwca, około północy, jemy z Mehmetem,
jego przyjaciółką, Gosią i Władkiem lody w najlepszej lokalnej cukierni, w
której nasz gospodarz oczywiście zna wszystkich, także papugę, będącą ozdobą lokalu. Na szybie
lokalu wisi plakat „Łemko” i o to zdjęcie Mehmet się dopytuje, czy jest
prawdziwe, kto na nim jest. Mówi, że jest bije z niego taki dramat, który jest
ponad lokalny, ponadłemkowski, że jak się w niego długo wpatruje, to chce mu się płakać. Na swoim facebooku śledzi
pierwsze komentarze po spektaklu: „fantastyczne, nie zawiodłam się”, „wróciłam
do domu i nadal mam pod powiekami obrazy ze spektaklu”. Rozmawiamy o
legnicko-mardińskim przymierzu, o przyjeździe aktorów teatru Mehmeta na
dwutygodniowe warsztaty w Legnicy.
Patrzę na to kamienne miasto i na otaczające go piaski pustyni i na
pewno wiem, że tu wrócimy.
Czarodziejski Mardin (1)
Pisze ten wpis w autobusie z Mardinu do Ankary, 1200
km po fantastycznych tureckich autostradach w 13 godzin. Kończymy naszą turecką
wyprawę. Po Antalyi przyszła Ankara, stolica, której jeszcze kilkadziesiąt lat
temu nie było. Miasto zbudowane od podstaw przez Ojca Turków, z fragmentem
udawanego starego miasta, plastikowe, na pokaz, stolica instytucji. Gramy
tutaj, bo nasze plany pokazania „Łemko” w Izmirze, „mieście pogan”, upadły – od naszej
grudniowej wizyty zmieniła się dyrekcja w tamtejszym teatrze i jedna dyrekcja
nie przekazała drugiej ustaleń etc. Uratowała nas centralizacja władzy
teatralnej w Turcji. Mustafa Kurt, dyrektor Państwowych Teatrów w Turcji rządzi
wszystkimi teatrami w kraju. Kiedy padł Izmir, przytulono nas w Ankarze i tak
na scenie teatru Akün zagraliśmy 31 maja jeden z
najlepszych spektakli w historii „Łemko” i w dziejach naszego teatru w ogóle.
Zjawiskowy, miejscami zagrany genialnie, w którym wszystko się układało
perfekcyjnie , ze świetnymi rytmami. Na
szczęście cały spektakl nagraliśmy, więc
sami się przekonacie. Na widowni branżowa publiczność, wielu młodych ludzi, w
tym studentów wydziałów aktorskich, obok
mnie dramaturżka lokalnego teatru, roześmiana i wzruszona. Podobnie jak w
Antalyi część widowni wstała, po spektaklu gratulowano nam podjęcia tematu
(„mamy w Turcji takie same problemy narodowościowe”, to nie był pojedynczy
głos), świetnego zespołu, dopytywano o
muzykę, gdybyśmy mieli płyty z nią, przynajmniej kilkanaście poszłoby.
Najważniejsze jednak, że trafiliśmy z opowieścią. Mogliśmy do Turcji pojechać z
„Otello”, którego historię wszyscy znają, wybraliśmy „Łemko” – bo to nasz
legnicki spektakl, opowiadający ważną dla nas historię. A dobrze wiemy, jak coś
jest mocno lokalne, to staje się bardzo uniwersalne. Najpierw trzeba pokochać
swój powiat, żeby pokochać ojczyznę, powtarzam za Lwem Tołstojem.
Po Ankarze lot do Mardinu. Byliśmy tu już w grudniu
z Gosią, podczas wizyty dokumentacyjnej i zakochaliśmy się w tym mieście
miłością spontaniczną. Mardin to pomysł
koordynatora naszej wyprawy, turkologa z Warszawy, Władka Chilmona. Szło
nam wspólnie o to, żeby dotrzeć do różnorodnej Turcji, także tej w Polsce nie
znanej. A Mardin to fantastyczne, kamienne miasto w południowo- wschodniej
Turcji, 10- 15 kilometrów od granicy syryjskiej, otoczone zewsząd pustynią. W
samym mieście żyje 140 tys. ludzi, w tym 80% Kurdów, w aglomeracji (okręgu) jest 750 tys. mieszkańców. Po 25 latach dobijania się o tożsamość
ostatnie wybory na burmistrza wygrał reprezentant partii kurdyjskiej. Nasz
spektakl organizuje także Kurd, Mehmet Vejsi Bora, trzydziestoparoletni szef
Teatru Artystycznego w Mardin, miłośniczej grupy, która dopiero zaczyna swoją
przygodę z teatrem. Na Mehmeta mówią tutaj „Hodża” – nauczyciel, mistrz, znają
go wszyscy i on zna wszystkich. Niesamowita jest jego energia, witalność i
najzwyczajniejsza na świecie, choć tak rzadko spotykana, dobroć. Mehmet jest to człowiekiem – orkiestrą,
administruje hotelem, którego działalność inaugurujemy (położonym w kamiennym,
kilkupiętrowym domu, kiedyś siedzibie jednego z rodów, w czasach
współczesnych był to budynek poczty), ma tu udziały w kilku przynajmniej
biznesach. Jest także managerem najwyższego człowieka na świecie. Sultan Kosen
mierzy 251 cm, mieszka we wiosce pod Mardinem.
Był także widzem naszego
spektaklu, po nim gratuluje nam ze sceny, robimy pamiątkowe zdjęcie, jedno z
nich wklejam. Przed spektaklem krótko opowiadam jaką pokazuje on historię. Kiedy kończę, z widowni podrywa się jedna z kobiet i
prostuje, że w Mardinie nie ma żadnych mniejszości narodowych, jest natomiast jeden
naród i wiele kultur. Tak myśli poważna część mieszkańców Turcji – że nie ma
Kurdów, Ormian, jest jeden naród turecki. Nie zgadzam się z takim sądem.
Po spektaklu, 2 czerwca, około północy, jemy z Mehmetem,
jego przyjaciółką, Gosią i Władkiem lody w najlepszej lokalnej cukierni, w
której nasz gospodarz oczywiście zna wszystkich, także papugę, będącą ozdobą lokalu. Na szybie
lokalu wisi plakat „Łemko” i o to zdjęcie Mehmet się dopytuje, czy jest
prawdziwe, kto na nim jest. Mówi, że jest bije z niego taki dramat, który jest
ponad lokalny, ponadłemkowski, że jak się w niego długo wpatruje, to chce mu się płakać. Na swoim facebooku śledzi
pierwsze komentarze po spektaklu: „fantastyczne, nie zawiodłam się”, „wróciłam
do domu i nadal mam pod powiekami obrazy ze spektaklu”. Rozmawiamy o
legnicko-mardińskim przymierzu, o przyjeździe aktorów teatru Mehmeta na
dwutygodniowe warsztaty w Legnicy.
Patrzę na to kamienne miasto i na otaczające go piaski pustyni i na
pewno wiem, że tu wrócimy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)