Wojna tu trwa. W spalonych, zrujnowanych domach, w
pamiątkach pod Starym Mostem, gdzie metalowej instalacji z małych rakiet i
pocisków towarzyszy napis, można rzec marketingowy, „Don’t forgotten 93”. Czemu
nie po „bośniacku”? Tej wojny nie ma – Mostar, bo o nim piszę, to miasto pełne
turystów, których miejscowi „przewodnicy” atakują z każdej strony, to
czterogwiazdowe hotele i knajpy w zachodnim stylu. Serbów, jak mówi sojusznik
naszej podróży, polski ambasador w Bośni i Hercegowinie Andrzej Krawczyk,
prawie tu nie ma. Ale to nie znaczy, że pokój zapanował w Mostarze – Chorwaci i
Bośniacy tak się nie mogli dogadać, że w mieście funkcjonują… dwie rady miejskie, dwa budżety, niektóre
ulice dzielone są wpół….
Zagraliśmy tu „Moją Bośnię”, sztukę Katarzyny
Knychalskiej - dla której pretekstem do opowieści były losy polskich
reemigrantów z Jugosławii do Bolesławca po II wojnie światowej - dla setki
widzów na małej scenie chorwackiego teatru w Mostarze i miałem znów wrażenie
jak w Tobolsku, w Rosji (gdy graliśmy „Palę Rosję!”). jak w Mardin, w Turcji
(„Łemko”), jak w Legnicy (cały czas), ze rozmawiamy z „ludową”, ale wyrobioną
publicznością, która jest cały czas w spektaklu, śmieje się i płacze, i słucha,
tak słucha, że czasem na widowni jest śmiertelna cisza. Śmiertelna cisza – w
tym spektaklu, który w finale jest
lamentem kobiet nad zabitymi w różnym czasie i świecie mężczyznami to słowo ma specjalne uzasadnienie. Kiedy
Roksana/Alina Czyżewska wypowie zdanie od którego właściwie zaczyna się cała
nasza opowieść – „W
ogóle głupio chłopom przyznać, że zazwyczaj o cycki chodzi, to i sobie do tych
cycków wojny dorabiają” - na widowni jest poruszenie. A potem jest już tylko lepiej,
szczególnie w momentach, w których nasi bohaterowie mają jakieś sprawy z
Jozefem Broz Titą…Nasz, mocno podbijany przez media, sentyment do Edwarda
Gierka może się schować.
Potem długo słuchaliśmy z Kasią komplementów nie tylko
Dragana Komandiny, dyrektora artystycznego chorwackiego teatru, że udało się jej
w tekście zderzyć trzy największe zbrodnie współczesnego świata – komunizm,
faszyzm i nacjonalizm. Że to opowieść w imieniu człowieka, a nie ideologii, że
nikt tu nie ma racji bo nie ma jednej wszechmocnej racji. Po spektaklu w foyer
gospodarze postawili widzom i nam „coś nie coś”. Jacek Hałas z Lautari Trio
śpiewał miejscowe pieśni i uczył miejscowych miejscowych tańców, jak na
potańcówce w legnickim parku. Patrzyłem na ten zawirowany świat i pomyślałem,
ze jednak są z nas wariaci, żeby „przywozić drzewo do lasu”, żeby w Bośni (i
Hercegowinie, której stolicą jest Mostar) opowiadać historie o Bośni.
W 93. roku chorwackie wojska zburzyły most łączący
obie części Mostaru. Zburzyły symbolicznie, żeby rozdzielić na zawsze te dwa
światy. W 95. roku odbudowano most, żeby połączyć te dwa światy, Szaleństwo
ludzi nie ma granic. Burzymy i budujemy w jednym czasie, w jednym świecie.
Kiedy i kto zdecyduje, że jednak trzeba ten stary (nie taki znowu stary) most
jednak zburzyć?
Przed nami spektakle w Podgoricy i Skopje, a potem
długi powrót do domu, Była Jugosławia to przedziwny świat, piękny i popękany. „Wojna
to wojna, co się dziwić? Od zawsze na wojnie chłopaków dziewczynom
zabijali.8372 - tylu w Srebrenicy. Spotkacie takich, co się tym do dziś
chlubią. W rocznicę wywieszają plakaty: Generale Radko Mladic dziękujemy ci,
żeś tych Turków wybił. Turków...”, tak Roksana kończy nasz spektakl. To
strasznie mocny finał. Każdy kto odwiedza Sarajewo musi pójść na wystawę o
zbrodni w Srebrenicy, I nie wyjdzie z niej już taki sam.