Przeto powracam do tych osobistych wpisów z mocnym postanowieniem poprawy, że może, nie tak od razu codziennie, ale co parę dni zapiszę coś publicznego, czego nie będę się wstydził nadmiernie. Bo przecież zadziało się ostatnio sporo zdarzeń wartych tego. Premiery w Modrzejewskiej (i nie tylko, bo zacząłem bywać w teatrach). Protest w teatrze, który kiedyś (i mój udział w nim) opiszę. Inauguracja „Kulturalnego Szybu Bolesław”, pierwszego w końcu projektu mojej Fundacji. I początek mojej walki o Lubin, o stworzenie tam alternatywnego wobec oficjalnej kultury miejsca, miejsca spotkań ludzi różnych środowisk. Myślę, że to się zadziało, może nie monstrualnie, ale kameralnie, choć wyraźnie. Koncert Kasi Wilk i spektakl „Orkiestra|” to estetycznie dwie bardzo różne opowieści, a i na koncercie i na spektaklach była publiczność, której chciało się przyjść do tego przecież nie bardzo rozpoznanego miejsca w Lubinie. 16 czerwca ciąg dalszy, projekt Kamila Rogińskiego, znowu mocno inny estetycznie, zobaczymy...
Czytam teraz „Dzienniki” Pilcha i nieśmiało, z typową skromnością, przyznaję ( i potwierdzają to dochodzące do mnie głosy), że jestem- oczywiście mniej doskonałą - kopią Jerzego. Jest on mi, że tak powiem przeraźliwie bliski, ze swoją ironią, poczuciem humoru, poglądami na świat i piłkę nożną, to znaczy na piłkę nożną, bo tak po prawdzie nie widzi on świata poza piłką nożną. Teraz już rozumiem dlaczego jako-tako wychodzą mi spektakle pilchowe. Bo niezależnie od wagi spraw, dziejowych i osobistych, zawsze, w obcym mieście, poszukamy Polsat Sport na którym akurat Lech Poznań (albo inna polska drużyna) toczy heroiczny bój ze Spartą Praga (albo inną drużyną) w absolutnie wstępnych eliminacjach do którejś tam ligi. Bo są sprawy ważne i ważniejsze, ale w moim życiu mało jest teraz spraw ważniejszych niż aktualny mecz Arsenalu Londyn i dyspozycja Tomasza Rosickiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz