Podróżowanie z teatrem po świecie nauczyło mnie
ostrożności w wypowiadaniu się o innych krajach i narodach. Iluż spotkałem
domorosłych znawców Rosji. Na Czechach zna się każdy, a znawców angielskich
realiów jest więcej niż obywateli Polski. Dlatego o charakterze Argentyny i
Argentyńczyków nie powiem nic, poza tym
co już powiedziałem: że z zadziwiająca dynamiką i głębią weszli w naszą
opowieść, w „III Furie”. Tak jak napisałem, w piątek było dobrze, a w sobotę i
dzisiaj jeszcze lepiej. Dzisiaj zagraliśmy spektakl w obchodzony tu mocno Dzień
Matki, wywalczony przez wspomniane w poprzednim wpisie Matki z Placu Majowego.
Świętuje się go tu dużo istotniej niż w Polsce, obiadami rodzinnymi itd. Nie wiem, czy na naszej widowni dziś były Matki z Placu.
Pewnie nie, festiwal FIBA to impreza licencjonowana przez władze Buenos Aires, za którymi Madres de Plaza , delikatnie mówiąc,
nie przepadają. To zresztą nie wykorzystana przez festiwal szansa na pokazanie
kontekstu naszego spektaklu. Gdyby doszło do spotkania „naszych” matek ze
spektaklu z najsławniejszymi Matkami na
świecie, odbyłaby się rozmowa, której
jeszcze dotąd nie było.
Po dzisiejszym spektaklu Dario Loperfido, szef artystyczny FIBA, rzekł
nam, że byliśmy hitem festiwalu. Cieszymy się. Ale poczekamy na pisemne opinie.
Natalia (Polka, studentka wiedzy o teatrze i iberystyki w Warszawie), która z
ramienia festiwalu się nami kompetentnie i z wdziękiem opiekuje, obiecała nam
je zebrać. Rejestrujemy naszą kamerę różne zdarzenia, powstanie z tego film,
który pokażemy wszystkim na specjalnym spotkaniu w Caffe „Modjeska” w drugiej połowie listopada.
A wracając do Argentyny i Argentyńczyków, uprzedzę
pytanie: nie, nie byłem na La Boca. Dla tych co nie pamiętają, La Boca to najbiedniejsza dzielnica w Buenos, taka,
którą straszy się turystów. Jakiś czas temu jej fragmenty pomalowano na
kolorowo. I to kolorowo przyciąga turystów, i jeszcze Boca Juniors, i
legendarny „boski Diego” – Diego Maradona. Jako specjalista od Zakaczawia
powinien od razu po przylocie polecieć na Boca. Nie poleciałem. Dosyć mam biedy
w Legnicy, dosyć jej widzę na Zakaczawiu
i Nowym Świecie, żeby dotykać podobnego świata 15 tysięcy kilometrów dalej. Poważne
fragmenty Legnicy umierają, z naszym, mieszkańców, przyzwoleniem. Może to jest pomysł, żeby
legnickie władze przynajmniej pomalowały
Zakaczawie i Nowy Świat na kolorowo? Nic by to nie zmieniło, ale byłoby bardziej,
że tak powiem, światowo.
Dziś przed nami jeszcze koktajl na zakończenie festiwalu i
noc w klubie tanga. Będzie szał. Jutro wsiadamy do samolotu i z przesiadką we
Frankfurcie n/Menem 17 godzin wracamy do
Polski. W środę jedziemy na festiwal do Zabrza z „Komedią obozową”, Gramy ją w
czwartek, a w dwa dni później w Bolesławcu. W przyszły wtorek ruszają ostatnie
próby do „Zabijania Gomułki”, premiera 3 listopada. Trochę się dzieje w naszym
teatrze. Bądźcie więc z nami, sercem, duchem i intelektem.