25 kwietnia w Legnicy na wieczorze poetyckim
Krystyny Zajko-Minkiewicz było o wiele więcej osób niż na odbywającym się o tej samej porze
spotkaniu z Leszkiem Millerem, szefem SLD. Niezależnie czy można/czy nie można
wyciągać z tego dalekoidących wniosków, fakt ten po prosty cieszy, bo oznacza, że świat nie do końca zwariował,
choć symptomy tego szaleństwa widać gołym okiem.
Otóż pewien modny felietonista teatralny ogłasza, że
na tegorocznych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych widownie świecą pustkami i
na dowód tego publikuje zdjęcie z telefonu komórkowego (!). Zapomina jednak
dodać, że tamtegoroczne, - wychwalane oczywiście - widownie liczyły często 100 miejsc maks, a
teraz – przy klasycznym układzie widowni – trzeba zapełnić 600 miejsc w Dramatycznym
i ponad 300 na Woli. Ot, drobna różnica, nie zauważona przez dynamicznego
felietonistę, bo przecież nie chodzi, żeby coś zauważyć, tylko żeby przywalić.
Jak WST robił Maciej było świetnie, a jak robi Tadeusz to musi być fatalnie.
Otóż urzędnicy miasta spotkań, jakim niewątpliwie
jest Wrocław, pryncypialnie walcząc o porządek w parkach, argumentują publicznie, że „Wrocław to nie
Japonia” i nikt się nie będzie kładł (to oznaczy opalał) na trawnikach ani – bój
się Boga – grillował. Nie ma po to mamy piękne trawniki, żeby ktoś je deptał –
tabliczki „Nie deptać trawników!” wciąż leżą w magazynie o tylko czekamy na
chwile, żeby je wyciągnąć….
Absurdy świata są stare jak świat. Opisywano je w
felietonach, kręcono o nich filmy. Niedawno minęła 40 lat od premiery
nakręconego przez Stanisława Bareję
kultowego filmu „Poszukiwany, poszukiwana”. Scena z przesuwanym na planie nowego osiedla jeziorem
jest w nim arcydziełem. Tym bardziej cieszy fakt, że na poetkę przychodzi więcej osób niż na
polityka. Niech żyje poezja!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz