Kłam, oszukuj, lawiruj, ale przede wszystkim uśmiechaj się i obiecuj. Ale na początek skombinuj furę kasy i kup sobie media. Jest coraz więcej dowodów, że właśnie tak wygląda kampania wyborcza w moim regionie. Być może podobnie wygląda to w całej lokalnej Polsce. Zgroza. Tym większa, że tak nie chcę i nie potrafię. Czy to ja jestem naiwny, czy też ideały demokracji i wspierającej ją wolnych mediów należą już do przeszłości, w której i ja byłem dziennikarzem?
Chłopie! Czy nie rozumiesz, że nie o to chodzi, by złapać króliczka, ale by gonić go? Takie podpowiedzi słyszę od przyjaciół, co do których mam pewność, że nie są tylko cynikami i chłodnymi graczami. Już wiem, że nie chodzi im o piosenkę, którą dla Skaldów (pamięta ktoś jeszcze…?) napisała Agnieszka Osiecka. Chodzi o wymyślenie wyborczej bredni, która zadziała według zasady „ja rzucam, a wy to łykajcie jak pelikany”.
Nie mam wątpliwości, że to działa. Tzw. pakt dla regionu wymyślony przez doradców mojego lubińskiego konkurenta jest świetnym tego przykładem. Jego autorzy doskonale wiedzą, że to wyłącznie zabieg propagandowy, że jego żywot skończy się w dniu wyborów (pisałem już o tym). I to bez względu na ich wynik! Chodzi bowiem wyłącznie o polityczny cynizm, czyli skuteczne narzucenie konkurentom pola do rozgrywki. W uczciwie rozgrywanych szachach nazywa się to inicjatywą, ale już w politycznym piarze po prostu narracją. Im bardziej egzotyczny pomysł, tym lepiej się sprzeda. Fakt, że jest to oszukiwanie wyborców nie ma tu najmniejszego znaczenia.
Jest jeden warunek, by to skutecznie zadziałało – słabe lub w pełni zależne od narratora media. A z taką sytuacją mamy do czynienia. Nie chodzi mi jednak o dziennikarskie standardy i indywidualną uczciwość konkretnych osób. Wielu ludzi mediów znam i wiem, w jakich czasach i w jakich warunkach przyszło im pracować. Dalekich od komfortowych. Problem w tym, że dysponentami lokalnych mediów są politycy, którzy traktują je wyłącznie instrumentalnie - do poszerzania obszaru własnego panowania i zamykania ust oponentom.
„Kto ma narrację, ten ma rację. Nawet jak jej nie ma” – mówi wybitny polski ekspert od politycznego piaru Eryk Mistewicz. Dlatego wszelka krytyka bzdury, jaką jest tzw. pakt mija się z celem. Bo temu, kto go wymyślił, chodzi wyłącznie o to, by o nim mówiono i pisano. Konkurentów wręcz zmusza się zatem, by wypowiadali się na zadany temat, a potem przedstawia jako wrogów „świetnego” pomysłu. To jest właśnie owa narracja. To tak, jak z ostatnią inicjatywą prezydenta Lubina w sprawie zniesienia podatku od nieruchomości. Ten doświadczony polityk wie, że to bezprawie i hucpa, która skończy się uchyleniem przez wojewodę. „Chciałem dobrze, ale widzicie, znowu mi ci obrzydliwi partyjni politycy nie pozwalają” – powie. Tylko o to i o szum w mediach przed wyborami tu chodzi.
„Komunikacyjnie wygrają te organizacje, które będą miały własne media” – zauważa Konrad Ciesiołkiewicz, człowiek doświadczony w robieniu wody z mózgu, były rzecznik prasowy rządu Kazimierza Marcinkiewicza. Jest bardzo możliwe, że ma rację. Tylko, że ja nadal nie wiem, jak w tych konkretnych warunkach mam gonić króliczka? I czy naprawdę muszę to robić, by grać w te obrzydliwie znaczone karty?
Tym, którzy nadal uparcie będą udawać, że nie wiedzą o co mi chodzi polecam amerykański klasyk, świetny i pouczający film „Fakty i akty” Barrego Levinsona z Dustinem Hoffmanem i Robertem De Niro. Prezydent USA chce zatuszować zagrażający mu skandal seksualny. Jego doradcy wymyślają zatem inną pożywkę dla mediów. Zrealizowaną w filmowym studiu wojnę w Albanii. Relacje z pola walki codziennie trafiają do mediów…
W Lubinie mieliśmy swoje "Fakty i akty". W dniu, w którym na polecenie prezydenta miasta, rada miejska podnosiła stawki za używanie wody- miejskie media nakręcały histerię związaną z zagrożeniem epidemiologicznym ze strony psich odchodów.
OdpowiedzUsuń