Zamilkłem na blogu na trzy tygodnie nie z powodu
lenistwa, ale ciężkiej pracy (na razie 30 prób w ciągu 15 dni, z przerwą tylko
na niedziele). W Łodzi w Teatrze Nowym reżyseruję sztukę Roberta Urbańskiego
„Kokolobolo, czyli opowieść o
przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata”. Robert napisał tę opowieść
specjalnie na zamówienie Teatru Nowego, a konkretnie jego dyrektora, Zdzisława
Jaskuły. Zdzich jest dowodem, że poeci
mogą rządzić teatrami i robią to wcale nie gorzej, niż wysławiani - szczególnie na Dolnym Śląsku
- managerowie. Kokolobolo to szemrana nazwa szynku/piwiarni, gdzie Maks
Borensztajn vel Ślepy Maks, przedwojenny łódzki Al. Capone, rezydował i gdzie w 1929 r. z zimną krwią
zastrzelił Srula Karmę Balbermana.
Panowie pokłócili się o wpływy w legalnie działającym (!) stowarzyszeniu filantropijnym „Bratnia pomoc”,
które oficjalnie zajmowało m.in. zbieraniem środków na posagi dla biednych
żydowskich dziewczyn. A tak naprawdę było stowarzyszeniem „dusicieli”, czyli
jak to poetycko ujął autor sztuki – zajmowało się duszeniem dłużników.
Czytam przedwojenną łódzką prasę i pełna jest ona
opisów wyczynów bohaterów naszej sztuki: Ślepego Maksa, Szai Zylberszaca vel Magnata,
Fajwla Bucika. W 1929 r. Maks stał na
czele bandy złodziejskiej o wyjątkowo oryginalnej nazwie Dardanele. W 1935 r.
działała już ona pod inną nazwą – „Bracia mocni”. Wyobraźnia łódzkiego świata
przestępczego nie znała granic. W książce adresowej miasta Łodzi na lata 1937-39
Fajwel Najfeld vel Bucik, który miał w Łodzi kasyno wraz z burdelem, figuruje
jako…introligator. Robert, nie wiedząc
jeszcze o tym, zrobił z niego w sztuce fałszerza,
największego fałszerza Łodzi. Od introligatora niedaleko do fałszerza, i tak
sztuka dopisuje swoje trzy grosze do rzeczywistości.
O Kokolobolo pisał we wspomnieniach przedwojenny
łódzki dziennikarz Adam Ochocki:
„Okrzyk bojowy dzielnych wojowników plemienia
Apaczów? Imię piękności z Wysp Polinezyjskich? A może nazwa tańca egzotycznego?
Nie łamcie sobie na próżno głowy i tak nie odgadniecie, co to słowo oznacza.
Takie miano nosił niepozorny szynk w nieistniejącym już drewniaku na rogu ulicy
Wschodniej i Pomorskiej, naprzeciwko parkingu, gdzie dzisiaj zobaczycie
wyłożony płytkami placyk z kioskiem „Ruchu” i straganem owoców.
Kokolobolo! Na sam dźwięk tego słowa cierpła ludziom skóra. Tutaj bowiem
schodzili się groźniejsi od Apaczów apasze, złodzieje, alfonsi, męty i
szumowiny wielkomiejskie. Częstym gościem w tym przybytku bywał niejaki
Przytulnik, dwumetrowy drab o niesłychanej krzepie. W sali tańca osaczyła go
szajka rudego Rubina i zakłuła nożami. Już pierwszy cios, zadany w serce, był
śmiertelny, jak wykazała ekspertyza lekarska. Miał przecież Przytulnik jeszcze
tyle siły, że przebiegł kilka metrów, dopadł któregoś z napastników i
rozszarpał go, jak rozwścieczony odyniec atakującego go psa. Przychodził tu
również Mojsio Pojto, osławiony bogacz bałucki, Pejsach Mamyluk, co to w
dzieciństwie uciekał od matki, Szaja Bokser, Mendełe Bękart, Bazmak i inni, z
nazwiska znani chyba tylko wtajemniczonym. Tutaj też urzędowali w oparach
alkoholu członkowie dintojry, sądu złodziejskiego i ferowali wyroki. Odwołania
od nich nie było. Chyba... na tamtym świecie.
Z szyldu nad lokalem wynikało, że jest to piwiarnia z prawem wyszynku.
„Kokolobolo” było nazwą nieoficjalną, zaczerpniętą z bogatego żargonu
złodziejskiego. Co oznaczała – nie wiem. Ciekawości mojej nie mogli zaspokoić
nawet stali bywalcy tego lokalu, z którymi z racji mojego zawodu miewałem luźne
kontakty.
- Co pan będziesz przejmował? – poklepywali mnie przyjaźnie po ramieniu.
- Kokolobolo to Kokolobolo i już”.
A my w spektaklu mamy hymn Kokolobolo (słowa
Robert Urbański, muzyka Bartek Straburzyński). Może będzie przebój?
Ma żabojad swe Wersale
I w Paryżu kabarety,
Mają Szwaby wielkie bale,
Wiedeń złote ma bankiety…
A my w dupie mamy Wersal
Wiedeń i sopockie molo,
W dupie Moulin Rouge i Berlin,
Bo mamy Kokolobolo!
Kokolobolo
To jak po setce w śmietanie
śledż
Kokolobolo
Razem czy solo
Najlepsze
Kokokokokokokobolo
Gdy w chałupie ci dosolą,
Gdy od życia kości bolą,
Gdyś sterany ludzką dolą –
Przychodź do Kokolobolo!
Kokolobolo
To jak po setce w śmietanie
śledź
Kokolobolo
Razem czy solo
Najlepsze
Kokokokokokokobolo
Jest!