czwartek, 2 lutego 2012

List z Sycylii

"Drogi Jacku

Jestem na Sycylii, w Katanii, gdzie czasem dochodzą wprawdzie spóźnione głosy o rewolucjach na dalekim kontynencie, ale gdzie wszystko (też teatr) trwa, murszejąc i sypiąc się z powodu upływu czasu, spokojnie, na przekór pogróżkom Wulkanu, zdecydowanie głośniejszym niż echa z dalekiej Północy. Jest ciepło, ale trudno połazić po mieście, które fascynuje mnie od 30 lat, bo dziś na przemian pada i leje. Gapię się więc w ekran laptopa, sprawdzając, co słychać w kraju

Przeczytałem kilka polemik w wykonaniu reżyserów płci obojga modnego (z definicji "młody", a tym bardziej "względnie młody" musi nadążać za modą) teatru z Twoim "manifestem kontrrewolucyjnym". Gotów jestem niektórym z nich oddać cześć jako uzdolnionym artystom. Jestem jednak wobec nich pełen podziwu z innego powodu: z powodu ziejącej z ich tekstów pewności siebie, samozadowolenia i naturalnej łatwości z jaką wykonują mimochodem gesty autopromocyjne (jak to nazywano kiedyś nie powiem, choć to obraźliwe słowo - mimo podeszłego wieku - pamiętam). Jednym wydaje się, że pioniersko i odkrywczo dekonstruują i składają w nową jakość teatr, nie wiedząc i nie zadając sobie żadnego trudu by się dowiedzieć, że powtarzają dziesiątki eksperymentów lat sześćdziesiątych minionego wieku (dodam: eksperymentów bardziej radykalnych, skrajnych i ryzykownych niż dzisiejsze rzekomo obrazoburcze i odważne ich gesty); drudzy sądzą, że są jak dzikie bestie, które szarpią kłami społeczne więzy i węzły nie podejrzewając, że wobec rewolty sprzed czterdziestu lat są jak cyrkowe tygrysy wobec stada wilków, które wyrwały się na wolność

Tu pytanie: czy pisarz lub reżyser, który na nowo wymyśla i powtarza (bez wiedzy, że powtarza) czyjś dawny gest zasługuje na miano epigona? Chyba nie. No z pewnością nie jest plagiatorem ani naśladowcą. Zapewne... jest twórcą!

Inne pytanie (jak z "Rejsu"): czy projektant, na przykład projektant konfekcji, wykreowany przez prasę, jest samodzielnym twórcą mody czy tworzywem dla mass mediów? Dla tych, którzy spierają się o to, czy największym artystą XX wieku był Dior czy Armani sprawa jest jasna: nasz krawiec jest geniuszem!

Z tych dwóch powodów sądzę, że kontrrewolucja, którą proklamowałeś jest skazana w dzisiejszych czasach na klęskę. Ale cieszy mnie, strasznie i straceńczo mnie cieszy, że przeciw oświetlonym neonami i światłem ledowym barykadom z plastiku, szkła i aluminium mogę iść z tobą na bój nasz ostatni.

Ściskam

Lech Raczak"

1 komentarz:

  1. I ja też się przyłączam! Późno bo ostatnio jestem w rozjazdach, trochę wyrwana z legnickiego kontekstu, poza światem i nie na czasie. Dla mnie Teatr to komentarz rzeczywistości, odpowiedz na to co dzieje się wokół. To prawdziwe historie, czyli oczywistości i codzienności wycięte z życia i umieszczone na scenie. Stają się wtedy wyjątkowe - nieoczywiste i niecodzienne. Mają być o ludziach, dla ludzi i z ludźmi, więc muszą być zrozumiałe. Teatr ma być spotkaniem – to pamiętam z rozmów z Danielem Jacewiczem z Teatru Brama z Goleniowa. Święta racja! Wtedy budzi nadzieję, nakłania do refleksji. Dotyka emocji i oczyszcza. A nie stawia sobie za cel zaskoczyć gołą pupą i innym „nie-wiadomo-czym”. Pogodziłam się z tym, że historie na scenie mogą być poszatkowane. Nawet to polubiłam, ale uważam, że nie powinny gubić swoich opowieści. Teatr niech płynie z naszego wnętrza, z przeżyć, z doświadczeń, z historii naszych, bo lokalnych. Taki Teatr pomaga określić kim jesteśmy, skąd przyszliśmy a więc może łatwiej będzie nam odkryć dokąd idziemy i gdzie nasze miejsce. Taki Teatr jest mi bliski. Jest autentyczny, prawdziwy, z życia wzięty. Z takim Teatrem spotkałam w Legnicy i o taki Teatr staram się kiedy pracujemy nad spektaklami na Nowym Świecie. Łączymy tam Etnografię z Teatrem.

    Magda Pietrewicz

    OdpowiedzUsuń