Obejrzyjcie zwiastun „Papuszy”, nowego filmu Joanny
Kos-Krauze i Krzysztofa Krauze. A potem
koniecznie zobaczcie film. To co wyprawia w nim w roli Dionizego Wajs, męża
Papuszy, Zbyszek Waleryś jest absolutnie zjawiskowe. Tę zjawiskowość jury
festiwalu w Gdyni nagrodziło, Zbyszek dostał nagrodę za najlepszą drugoplanową
rolę męską. Powiedzieć, że się z tego cieszę, to mało. Ucieszyłem się jak jasna
cholera, bo to jest po prostu
sprawiedliwość dziejowa. Zbyszkowi ta nagroda – i dziesiątki innych – należała
się jak psu zupa od dwudziestu kilku lat.
To, że tzw. świat usłyszał o nim ostatnio, jest
tylko problemem tzw. świata. Zbyszek jest w zawodzie prawie 40 lat, 20 lat temu
był aktorem bardzo dobrym, ale teraz jest wybitnym. Film nagle przypomniał
sobie o nim, wcześniej obsadzając go w
epizodach, serialach, albo takim kuriozum jak „Quo vadis” Kawalerowicza. W
teatrze też bywało różnie. A najlepiej chyba w Legnicy, gdzie od lat grywa
gościnnie, ale jest jak nasz (przez kilka lat, w latach 90-tych był na etacie).
Pracowaliśmy razem kilka razy, i zawsze Zbyszek ocierał się o kreację: w
monodramie jak „Ja jestem Żyd z Wesela”, jako Mistrz w „Mimice”, Pan Trąba w
„Zabijaniu Gomułki” (w teatrze w Zielonej Górze), Orest w „Łemko” stworzył role
genialne. Jako Pan Trąba stał się ulubionym aktorem Jerzego Pilcha bo na jego
powieści „Tysiąc spokojnych miast” oparliśmy nasz spektakl.
Nagroda w Gdyni przypadkowo zbiegła się z moją
decyzją o ponownej realizacji „Zabijania Gomułki”, tym razem w legnickim
teatrze. Pana Trąbę zagra oczywiście Zbyszek. Już dziś zapraszam wszystkich na
premierę, 3 listopada na Scenie Gadzickiego. Weźcie tylko chusteczki, bo
będziecie płakać ze śmiechu nad losem Pana Trąby i wszystkich wiślackich
lutrów.