Na żużel w
Tarnowie Tato zabierał mnie na początku 70-lat, tak się złożyło. że były to
smutne czasy tarnowskiego żużla, w 71 roku Unia spadła do drugiej ligi, gdzie
zatrzymała się przez 14 lat! „Jaskółki” (to od znaku Zakładów Azotowych,
odwiecznego sponsora drużyny), nie były więc wtedy nawet średniakiem, jeździł
jeszcze tarnowski najlepszy z najlepszych (mistrz Polski z 67 roku!), Zygmunt
Pytko, ale już kończył karierę, już chyba nie chciał rozbijać się po
drugoligowych torach, kiedy przestał jeździć w 74 roku miał 37 lat….Kiedy
odchodził plotkowano o majstrowaniu przy silnikach w boksach, podobne opowieści
(z innym bohaterem w tle) usłyszałem po latach w Gorzowie.
Więc nie dla sukcesów chodziliśmy na żużel, ale z
lokalnego patriotyzmu, inni chodzili to my też chodziliśmy. Nie czułem się
jakoś specjalnie zarażony, wspomnienie mam klasyczne, zapach żużla, który sypał
się po oczach na wirażach, siadałem tam nieraz specjalnie. Ten zapach wrócił mi
po latach tak mocno, że w 2010 r. w Gorzowie Wielkopolskim zrobiłem spektakl
pod tym właśnie tytułem. ”Zapach żużla” napisała Iwona Kusiak, a opowiada on
historię luźno inspirowaną biografią Edwarda Jancarza. W Gorzowie żużel jest religią, to miasto żyje
żużlem, oddycha żużlem. Z tego sztuki
pochodzi zabawny i mądry monolog Pomnika (czyli Edwarda Jancarza, bo jego pomnik stoi w centrum Gorzowa):
Widzisz, o tam, taka knajpa. Najstarsi mieszkańcy ją znają. W
lecie to są tu dansingi do białego rana. Zdarzy się, że jakiś odleje się na
mnie, jakby kibla nie mógł znaleźć. Takiego, to bym…ech, szkoda gadać. Fakt,
tramwaje trochę głośne są, ale idzie się przyzwyczaić. Jak w niedzielę dzwony w
katedrze słyszę, to wiem, że święto. Tutaj to ze stadionu niesie. Radia nie
mam, ale swoje słyszę. Czekam, aż będzie start… i potem jeden bieg, drugi,
następny. Ja to od razu wiem, jaki był wynik. Z mostu wylewa się ten cały tłum
i rozpływa po uliczkach. Powietrze aż drga, jak przed burzą. Można by je do
ręki wziąć i ścisnąć. Wiwaty, okrzyki. Hymn klubu śpiewają. Albo klną, na czym
świat stoi. Jakby cisza była jak makiem zasiał, to i tak bym wiedział. W oczach
to mają wypisane, na twarzy cała tabela wyścigu. Szczęście, że do mnie
pretensji nie mają. Jak dobrze idzie, to szalik dostanę; mam ich już kilka
setek. Ale czasem, kto przejdzie, po plecach mnie klepnie. Babcie sadzają na
mnie wystraszone dzieciaki. Nie jest źle, towarzystwo dopisuje, nie powiem.
Tylko, żeby te ptaszyska na mnie nie robiły, bo to jak wygląda. Nieprofesjonalnie.
Tu mam wszystko, co trzeba. No, prawie.
Zapachu nie czuję. Zapachu żużla. Wącham każdego, kto wraca. Ale nie czuję.
Jakby go z siebie po drodze strzepywali, czy co. Zostawiali za bramą stadionu.
Tego zapachu mi tylko braknie. Zapachu. Słyszę go i widzę, ale za cholerę nie
czuję. To się nazywa… syndrom odstawienia. Tyle lat nie mogłem się go pozbyć.
Włosy, skóra. Wszędzie żużel. Perfumami się spryskałem, a tu nic nie pomaga.
Jak uzależniony. A teraz nie mam żadnego zapachu. Czasem od sadzawki trochę
zalatuje, albo od piekarni. Liście pachną wiosną. Żeby tak… jeszcze raz… Jutro mecz. Bycza krew się znowu poleje.
Obiecaj mi, że tam pójdziesz. Zamkniesz oczy. Będziesz widział ten zapach.
Przynieś mi ten obraz w prezencie, dobra?
Jakoś tam się potem rozliczymy.
Dziś Unia Tarnów zdobyła mistrzostwo Polski na żużlu,
pokonując w dwumeczu Stal Gorzów. Oglądałem wszystko na TVP Sport, kibicowałem
obu drużynom. Z zapachem żużla było gorzej, bo żużlowcy nie jeżdżą już
na żużlu. Ponoć za rok Unia może być "chłopcem do bicia", komentatorzy wieszczą jej kłopoty finansowe...