wtorek, 17 września 2013

Zbyszek


Obejrzyjcie zwiastun „Papuszy”, nowego filmu Joanny Kos-Krauze  i Krzysztofa Krauze. A potem koniecznie zobaczcie film. To co wyprawia w nim w roli Dionizego Wajs, męża Papuszy, Zbyszek Waleryś jest absolutnie zjawiskowe. Tę zjawiskowość jury festiwalu w Gdyni nagrodziło, Zbyszek dostał nagrodę za najlepszą drugoplanową rolę męską. Powiedzieć, że się z tego cieszę, to mało. Ucieszyłem się jak jasna cholera,  bo to jest po prostu sprawiedliwość dziejowa. Zbyszkowi ta nagroda – i dziesiątki innych – należała się jak psu zupa od dwudziestu kilku lat.

To, że tzw. świat usłyszał o nim ostatnio, jest tylko problemem tzw. świata. Zbyszek jest w zawodzie prawie 40 lat, 20 lat temu był aktorem bardzo dobrym, ale teraz jest wybitnym. Film nagle przypomniał sobie o nim,  wcześniej obsadzając go w epizodach, serialach, albo takim kuriozum jak „Quo vadis” Kawalerowicza. W teatrze też bywało różnie. A najlepiej chyba w Legnicy, gdzie od lat grywa gościnnie, ale jest jak nasz (przez kilka lat, w latach 90-tych był na etacie). Pracowaliśmy razem kilka razy, i zawsze Zbyszek ocierał się o kreację: w monodramie jak „Ja jestem Żyd z Wesela”, jako Mistrz w „Mimice”, Pan Trąba w „Zabijaniu Gomułki” (w teatrze w Zielonej Górze), Orest w „Łemko” stworzył role genialne. Jako Pan Trąba stał się ulubionym aktorem Jerzego Pilcha bo na jego powieści „Tysiąc spokojnych miast” oparliśmy nasz spektakl.

Nagroda w Gdyni przypadkowo zbiegła się z moją decyzją o ponownej realizacji „Zabijania Gomułki”, tym razem w legnickim teatrze. Pana Trąbę zagra oczywiście Zbyszek. Już dziś zapraszam wszystkich na premierę, 3 listopada na Scenie Gadzickiego. Weźcie tylko chusteczki, bo będziecie płakać ze śmiechu nad losem Pana Trąby i wszystkich wiślackich lutrów.


czwartek, 15 sierpnia 2013

Szable w dłoń, bolszewika goń


Na miesiąc przed rozpoczęciem naszego trzydniowego wydarzenia „Dwadzieścia lat po/Twenty years after/ Двадцать лет спустя”, dla którego pretekstem jest dwudziesta rocznica wycofania z Legnicy i z Polski ostatnich oddziałów i dowódców krasnoarmiejców,  „Gazeta Polska Codziennie” (a za nią portal Interia.pl, a także kilka prawicowych portali) postanowiła zrobić nam reklamę. Rzecz jasna po swojemu, za nic mając fakty, program, intencje i przesłanie, które nam towarzyszą. W imieniu „oburzonych mieszkańców Legnicy”, a zatem – co jest oczywistą oczywistością - głosem własnym i przedstawicielki lokalnego PiS, naszą polsko-rosyjską inicjatywę społeczno-artystyczną nazwała tęsknotą za Sowietami, niebezpiecznym skandalem i biesiadą okupantów z okupowanymi. Co słowo, to cynicznie wredny fałsz.

Byłbym zaskoczony i wściekły na ten przejaw oszalałej głupoty, nikczemnej bezczelności i aroganckiej pychy, gdybym nie wiedział, że ten godny bolszewickiego politruka dziennikarskopodobny tekst spreparowany został na zamówienie, by dokopać każdemu, kto czuje, myśli i działa inaczej, niż polityczni mocodawcy gazety. Mówiąc w skrócie, pełen nienawiści i jadu tekst napisano tylko po to, by zmieszać z błotem nie tylko nas i tych, którzy wspierają naszą inicjatywę, ale by obrazić zdecydowaną większość mieszkańców Legnicy, którzy z życzliwym zaciekawieniem czekają na  wrześniowe wydarzenia.

Nie zamierzam po raz n-ty tłumaczyć, o co chodzi w trzydniowych wydarzeniach i spotkaniach, do udziału w których zaprosiliśmy Polaków i Rosjan (ale także Ukraińców, Białorusinów, Gruzinów, Azerów…), artystów, naukowców, publicystów, świadków i uczestników wydarzeń sprzed lat, ale także tych, dla których Legnica była ważnym i wspominanym z sentymentem miastem wojskowej służby i codziennego życia. O tym wszystkim mówiłem publicznie i wielokrotnie. W Legnicy i w Moskwie. Kto chce, wszystko to znajdzie. Kto jednak wie lepiej – jak dziennikarz GPC - nie zada sobie trudu, by szukać.

Jedno powiedzmy wyraźnie. Nie ma we mnie i organizatorach wydarzenia tęsknoty za Sowietami. Nasze legnickie spotkania nie będą biesiadą okupowanych i okupantów. Będą spotkaniem ludzi wolnych, których połączyło miejsce i historia, bywało nieprzyjazna, a nawet wroga. Ale wspólnie przeżywana, a dziś – jak widać nie bez trudu - przezwyciężana. Jako teatr od wielu lat robimy wiele, by relacje między Polakami i Rosjanami oparte były o prawdę, ale też najzwyczajniej i po ludzku szczerze przyjazne. Legniczanie w swojej ogromnej większości  doskonale to czują i rozumieją, bo pamiętają i nie są zaślepieni nienawiścią.

To zdumiewające, jak krótka i wybiórcza jest pamięć wydawców GPC. Jak szybko zdążyli wyprzeć z pamięci ubiegłoroczne wrześniowe wspólne orędzie polskich biskupów i rosyjskich patriarchów do narodów Polski i Rosji o pojednanie i wzajemne przebaczenie. Cóż, służalcza i dyspozycyjna  nienawiść oślepia i ogłupia. Od siebie dodam już tylko słowa znanej modlitwy wyśpiewywanej przez barda Solidarności i solidarności, tej prawdziwej i międzyludzkiej, Jacka Kaczmarskiego: „Chroń mnie Panie od pogardy, od nienawiści strzeż mnie Boże”. Dedykuję je autorowi „reklamy” naszego przedsięwzięcia.











poniedziałek, 29 lipca 2013

Słońce i sól

Kiedy słuchałem w legnickim parku fantastycznego koncertu „Słońce i sól” (”Sol y la Sal”) czyli multiinstrumentalistki Kasi Enemuo i skrzypaczki Iwony Sojki, pomyślałem sobie, o ile życie byłoby prostsze, gdybyśmy słuchali mądrych i wrażliwych ludzi. 

Na przykład Żydów sefardyjskich, na przykład pieśni Federico Garcii Lorki. Słuchało nas niewielu, w taki upał strach było wyjść z domu. Na pocieszenie rzekłem widzom, że w Andaluzji jest jeszcze goręcej …


A Andaluzja nie pojawia się tu z przypadku. To przecież ojczyzną flamenco, korridy, fiesty. To przecież kraina gajów oliwnych, wysokich gór, pustyni, To plaże Costa del Sol, Sewilla, Grenada, Kordoba i Malaga. To tutaj chrześcijanie spotkali Arabów i nie było to pokojowe spotkanie. Ale z tego napięcia zrodziła się muzyka. Wyjątkowa, wzruszająca, magiczna. Tęskniąca za księżycem i słońcem, za domem i miłością, za tym co utracone. Muzyka wiecznych wędrowców, którzy w wędrowania uczynili swój sposób na życie. W czym wydatnie pomogła im historia i politycy…Powiem tak, są takie momenty magiczne, wyjątkowe, w których myśli się, że sztuka może zbawić świat. Coś takiego dokonało się pod Teatrem Letnim, w legnickim parku, w upalne popołudnie 28 lipca 2013 r. 

I tak sobie jeszcze pomyślałem, jest jakiś tzw. obieg kultury. Są jacyś celebryci, makabryczne gwiazdy filmowe wyprzedający swój wizerunek w najbardziej kretyńskich z kretyńskich reklam (to co potrafi wyprawiać pan Piotr Adamczyk jest poza kwalifikacją). Są jacyś pseudomuzycy grający na pseudofestiwalach. I jest Kasia, i Iwona, artystki kosmiczne, ponadczasowe, które przyjechały do Legnicy pociągiem nawet nie pospiesznym z Kętrzyna. Panią Dodę na każdą pogodę zna cały świat, Kasi i Iwony nie. Ale to świat ma problem, nie one. 

Jak nie znacie, to chwilkę poczytajcie. „Opowiadamy – słowem, pieśnią, dźwiękiem. O krajobrazach, prawdziwych zdarzeniach, ludziach i snach. Chodzimy po śladach Lorki. Zachodzimy na cygańskie podwórka. Zaglądamy do barów, warsztatów i sklepów. Tropem księżycowego chłopca i smutnego rzeźnika z Montefrio, mostem z czarnych warkoczy przez bramy Jerez de la Frontera, pachnącego gorącą oliwą, gdzie Matka Boska leczy cygańskie dzieci śliną z gwiazd (…) Opowiadamy historie z miast, wiosek i ziemi wokół, a także historie z pieśni flamenco i wierszy. O wodzie, o słońcu, o tęsknocie, o szczęściu, nieszczęściu i szaleństwie”.

PS. Czasem ktoś na mnie „krzyknął” więc słowo skauta – wracam do regularnego (w miarę) pisania.

środa, 26 czerwca 2013

Kultura głęboka czy płytka?

Z wywiadu dla super sympatycznego miesięcznika kulturalnego „Raban”. Robią go młodzi ludzie z Legnicy,  moderowani przez super dynamiczną Fundację Teatr Nie-taki. Rozmawiał ze mną Patryk Chmielewski,  całość w najnowszym numerze już niebawem.

Krzysztof Czyżewski - pomysłodawca programu ESK  promuje hasło kultury głębokiej. W jaki sposób  Pańskie projekt wpisuje się w tę ideę? 

Ja kulturę wysoką rozumiem w taki sposób, że jest to odejście od kultu masowości, od tego wszystkiego, co niestety przeważa w naszym myśleniu o kulturze także we Wrocławiu. Jest to odejście od idei festynu i igrzysk na stadionie. To znaczy im więcej ludzi tym lepiej. Ja nie jestem przeciwko masowości, tylko z drugiej strony nie możemy z masowości uczynić Boga, bo jeśli uczynimy z niej Boga to myślę, że może być problem z emocjonalnym i intelektualnym wymiarem tego, co chcielibyśmy przekazać. Kultura głęboka  to pójście w głąb człowieka, wyjście do ludzi, rozmawianie z nimi i poszerzanie przestrzeni społecznej osób, które mają udział w kulturze. Udział w kulturze nie polega na tym, że idziesz na stadion kupić lody całej rodzinie, wypić piwo i posłuchać koncertu disco polo. Polega to na dotykaniu kultury w wymiarze typowo codziennym. Jest to sięgnięcie po książkę, zachęcanie ludzi do częstszego odwiedzania teatru za pomocą tańszych biletów, itd. To jest cały mechanizm. Ja tak rozumiem pomysł Krzyśka na kulturę głęboką i w tym sensie go bardzo wspieram. Kiedy robiliśmy pierwsze przedstawienia w Legnicy o Legnicy to wychodziliśmy z nimi do ludzi  i staraliśmy się osoby, które nigdy w życiu nie były w teatrze, zachęcić do tego żeby do tego teatru dotarły. 

Myśli Pan, że jest szansa, aby te kulturalną masowość w jakikolwiek sposób zminimalizować?  


To wszystko zależy od tego, w jakim kierunku będą szły działania związane z ESK. Jak wiemy, Krzysiek Czyżewski z części działań się wycofał, nad czym mocno ubolewam. Nie wiem, czy nie jest to spowodowane właśnie tym, aby te gusta masowe zadowolić. Myślę, że to jest wielka odpowiedzialność, która spoczywa również na prezydencie Dutkiewiczu i jego ludziach, którzy zajmują się ESK. Na co postawić? Nie da się jednocześnie głęboko i masowo. To znaczy da się, ale z tego wyniknie magma, czyli papka. Musi być akcent. Ja nie wiem jak to naprawdę jest, ale oczywiście od tych decyzji bardzo wiele zależy. Ja w każdym razie byłbym bardzo przeciwny igrzyskom na stadionie. Pójście  w tę stronę spowoduje, że niczym nie będziemy się wyróżniać i będziemy tacy sami jak wszyscy. 

niedziela, 9 czerwca 2013

Jak zostałem kibicem Arsenalu? (część II)


Przeczytałem jednym tchem świetna książkę Michała Okońskiego „Futbol jest okrutny” (gratulacje panie Michale!) i z jej powodu wróciłem do wspomnień, jak ja zostałem piłkoholikiem.

Nie pamiętam jak zaczęła się moja przygoda z futbolem. To co pamiętam  zaczęło się raczej o kontestowania, jak wszyscy oglądają, ja nie będę oglądał . Dlatego mecze legendy: z Węgrami na olimpiadzie w Monachium (1972) i z Anglią na Wembley (1973) oglądałem „lewym okiem”, tak, żeby nikt nie zorientował się, że oglądam. Miałem wtedy 8-9 lat, w podwórkowej piłce niczym się nie wyróżniałem i najczęściej stałem na bramce bo tam nikt nie chciał stać. Potem przyszły mistrzostwa świata w Niemczech w 1974 r.  i słynny mecz z Argentyną. Jego jeszcze niby nie oglądałem, ale po zwycięstwie 3-2 uległem zbiorowej histerii i tak właściwie zostało do dziś.

Przez kilka lat piłka nożna to był mój bardzo poważny, gdzieś już o tym pisałem, ale powtórzę: byłem nastoletnim korespondentem „Tempa”, kultowej gazety sportowej z Krakowa. Relacjonowałem mecze III i IV ligi chyba, podróżując po regionie: nie obce były mi boiska w Stróżach i Brzesku, dziś w końcu pierwszoligowców. Relacjonowałem, tzn. zapisywałem w notesiku, a potem dzwoniłem do hali maszyn i dyktowałem sympatycznej pani maszynistce, takie to były czasy. Wtedy też przestałem się dąsać na nasze lokalne drużyny z Tarnowa: Unię i Tarnovię, do tej drugiej sentyment pozostał mi do dziś, choć już nie doliczę się ligi w której gra.

Moje piłkarskie dorosłe lata to taka klasyka gatunku: kibicowałem Wiśle Kraków, tej pierwszej z Kmiecikiem, Kapką i Wróblem, i tej drugiej, z Żurawskim, Kosowskim, Frankowskim. I Barcelonie. Nic więc oryginalnego. I co gorsza, co jest zdradą, sentyment do Wisły i Barcelony pozostał, ale serce już bije gdzie indziej.


Zostałem kibicem Arsenalu, drużyny przez lata nie znosiłem, wydawała mi się arystokratyczna, snobistyczna, egocentryczna. A dlaczego zostałem jej kibicem to już zupełnie inna historia. 

wtorek, 4 czerwca 2013

Zaproszenie


Z wielką przyjemnością informuję, że Fundacja Jacka Głomba „Naprawiace Świata” realizować będzie projekt we współpracy z Fundacją im. Stefana Batorego w ramach akcji „Masz Głos, Masz Wybór”. Udział w akcji polega na zrealizowaniu jednego z sześciu zadań służących budowie dialogu pomiędzy mieszkańcami a władzami samorządowymi.  Nasza Fundacja realizuje zadanie Wspólna przestrzeń, które polega tym by mieszkańcy wspólnie z przedstawicielami władz samorządowych zdecydowali, jakie zmiany można wprowadzić w okolicy. Uczestnicy zaangażują sąsiadów, znajomych i nieznajomych, by wspólnie zaprojektować przestrzeń – spełniającą oczekiwania mieszkańców.

Masz Głos, Masz Wybór to ogólnopolska akcja,  pod patronatem Prezydenta RP Bronisława Komorowskiego, angażująca obywateli oraz władze samorządowe do dialogu i współpracy, zainaugurowana w 2002 roku i do tej pory objęła swoim działaniem 700 gmin w całej Polsce. W tym roku do akcji zgłosiło się dotychczas 264 uczestników ze wszystkich województw. Akcję organizują Fundacja im. Stefana Batorego wraz ze Stowarzyszeniem Szkoła Liderów, Pracownią Zrównoważonego Rozwoju, Siecią Obywatelską – Watchdog Polska oraz Centrum Promocji i Rozwoju Inicjatyw Obywatelskich OPUS.

Działania naszej Fundacji w ramach tej akcji związane będę z projektem ożywiania przestrzeni Parku  Miejskiego w Legnicy. Powołamy grupę  roboczą, która przygotuje zadanie, które  zgłosimy do budżetu obywatelskiego miasta Legnicy w roku 2014.Informuję, że do pracy w grupie zaprosiliśmy przedstawicieli Urzędu Miasta w Legnicy.

Otwarte spotkanie w tej sprawie odbędzie się 11 czerwca (wtorek) o godz.  18.00 w kawiarni Vincero w Parku Miejskim. Zapraszam!


środa, 29 maja 2013

Pożyjemy, zobaczymy

W związku z tym, że moje nazwisko wymieniane jest ostatnio publicznie w mediach wśród kandydatów na prezydenta Legnicy kreślę te parę słów.

Powiem szczerze i na gorąco, że jestem zaszczycony tym wymienianiem, aczkolwiek tak się ostatnio składa, że jak tylko zbliżają się wybory, to jestem wymieniany…
Równie szczerze dodam, że w tej chwili skupiam się na tym, co robię w teatrze, nad realizacją telewizyjną „Orkiestry”, a także nad moimi społecznymi projektami na rzecz miasta. Jestem w trakcie realizacji poważnego projektu  „Spotkania w Parku” i przed wielkim projektem „Dwadzieścia lat po”. To dla mnie teraz priorytety, także dlatego, że to projekty, który nie musiałbym robić,  pracując w teatrze. Robię je, bo kocham Legnicę.


A za polityką nie przepadam. Czy kandydowanie na prezydenta miasta może być niepolityczne? Pożyjemy, zobaczymy.