poniedziałek, 28 maja 2012

Cud w Legnicy

W Legnicy zdarzył się cud. Odbyła się merytoryczna, konkretna, pozbawiona emocjonalnych szarż debata o drogach. W Caffe Modjeska, na zaproszenie mojej Fundacji „Naprawiaczy Świata”, spotkali się ludzie różnych opcji politycznych, różnych środowisk, przyszło nas sporo i była konkretna rozmowa! Troszeczkę sobie dworuję, bo dawno już nie pamiętam jakiejś publicznej debaty o konkretnych miejskich sprawach, która nie obrodziłaby w  pyskówką, obrażaniem się interlokutorów, ogólną burzą emocji, którą tak kochamy, bo tam gdzie czterech Polaków to pięć poglądów. W tym naszym normalnym gadaniu spora zasługa naszego gościa, Grzegorza Romana, człowieka –instytucji, która robił już za różne władze, a obecnie jest doradcą prezydenta Dutkiewicza. Grzesiek to wizjoner, kreator i o drogach z pespektywy regionalno-ogólnopolskiej może mówić godzinami. Uważam, że takiego gadania właśnie nam trzeba, nie we własnym sosie, ale właśnie z perspektywy Wrocławia, Jeleniej Góry i Wałbrzycha. Z takim światem musimy się mierzyć.

Potem, kiedy w Czarnej Sali Modjeskiej podsumowywaliśmy w kilka osób debatę,  było już mniej cudownie. Wiceprezydent Jadwiga Zienkiewicz rzekła wcześniej, że podczas 10 lat rządów Tadeusza Krzakowskiego wydano na inwestycje drogowe w Legnicy 236 milionów. Roman twierdzi, że to bardzo mało, że miasto winno wydawać na drogi minimum 10 procent rocznego budżetu. A wynosi on 400 milionów, więc łatwo policzyć, ile nam brakuje rocznie do tego minimum. Warto o tych kwotach przypominać,  bo przecież w kwotach kryje się prawda o zarządzaniu miastem. I warto te wydatki budżetowe zderzać z innymi miastami. Będę to robił.
Tyle się dzieje, że nie wiem o czym pisać (i pewnie dlatego nie piszę….sorry, to taki żarcik jest). W cztery dni przemknęliśmy 7 tysięcy kilometrów, z Legnicy do Archangielska , gdzie zagraliśmy na festiwalu spektakl „Palę Rosję!”. O tej podróży kiedyś napiszę. Nasz teatr rozpoczął podbój Górnego Śląska grając nasz miedziowy spektakl, „Orkiestrę” w Bytomiu, z absolutnie fantastycznym przyjęciem. W  czerwcu zagramy w Zabrzu (400 m pod ziemią, w byłej kopalni Guido), Mysłowicach i Katowicach. Za niedługo zaczynam próby spektaklu zanurzonego w Łodzi, nazywa się „Kokolobolo czyli przypadki Ślepego Maksa i Szai Magnata”. Kokolobolo to nazywa knajpy. Robert Urbański pisze tę opowieść o dwóch łódzkich ikonach przedwojennego świata przestępczego, a wystawi to tamtejszy Teatr Nowy. Za chwilę, 2-3 czerwca, drugi weekend Festiwalu Teatru Nie-Złego i wizyta w Legnicy legendarnego Teatru Wierszalin ze Supraśla. Przybywajcie do Legnicy, bo dzieje się, eh, dzieje!

niedziela, 20 maja 2012

Legnica. Częściej po dziurach, niż po drodze. Zaproszenie do publicznej debaty


Fundacja Jacka Głomba „Naprawiacze Świata” zaprasza na cykl publicznych debat „Rozmowy o Legnicy i Dolnym Śląsku”. Rozpoczynamy debatą o legnickich drogach.
Legnica to miasto fatalnych dróg. Zarówno tych głównych, takich jak: Jaworzyńska, Piłsudskiego, Poznańska, jak i lokalnych. Zamiast inwestycji (ostatnia poważna, czyli obwodnica zachodnia, trwała niemal 20 lat i zakończyła się 7 lat temu) mamy prowizorki, jak odnowienie nawierzchni Chojnowskiej bez remontu i wymiany instalacji, dosłowne i przysłowiowe łatanie dziur, ale przede wszystkim nierealizowane latami obietnice, jak te związane z budową dodatkowego mostu na Kaczawie.

Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego nawet remont krótkiego odcinka II Armii Wojska Polskiego to była robota trwająca miesiącami? Dlaczego inni (Wrocław) potrafili skorzystać z europejskiej szansy i unijnych pieniędzy w szybkim tempie i zdecydowanie poprawiając warunki jazdy? Czego brakuje Legnicy - pieniędzy, czy planu, wyobraźni, determinacji i konsekwencji władzy?
Od czego powinniśmy zacząć remonty i zmianę układu komunikacyjnego miasta? Kiedy ruszy remont rozsypującego się wiaduktu łączącego osiedle Kopernika z Piekarami? Czy są na to pieniądze w budżecie lub z innych źródeł? Która z obiecywanych dużych (każda to ok. 100 mln zł) inwestycji jest ważniejsza: obwodnica południowo-wschodnia czy zbiorcza południowa z nowym mostem? Kiedy ruszy budowa parkingów w zatłoczonym centrum miasta?

Na te i inne pytania trzeba wreszcie znaleźć odpowiedź. Także po to,  by kulawe miejskie hasło promocyjne („Legnica. Z nią zawsze po drodze”) nie było tylko zwykłym szyderstwem i kpiną.  Wszystkich zainteresowanych zapraszamy do publicznej debaty na  ten strategiczny dla rozwoju miasta temat.
Spotkajmy się 28 maja (poniedziałek) o godz. 19.00 w Caffe Modjeska (w budynku Teatru, Rynek 39). Gościem debaty będzie Grzegorz Roman, doradca Prezydenta Wrocławia, były dwukrotny członek Zarządu Województwa Dolnośląskiego, odpowiedzialny na remonty i budowy dróg.

Jacek Głomb
Fundacja Jacka Głomba „Naprawiacze Świata”

sobota, 19 maja 2012

Dziura na Rynku

Dariusz Szymacha utworzył na facebooku grupę "Dziura w Rynku - siódma rocznica" i zwołuje ludzi, żeby 1 czerwca, w piątek, o godz. 18.00,  przybyli zewsząd na lubiński rynek by "uczcić" siódmą rocznice istnienie kosmicznej prawie dziury w środku miasta. Od kiedy częściej bywam w Lubnie kontempluję ten wyjątkowy krajobraz, nie ma go żadne miasto na świecie i pewnie jeszcze długo nikt w tej klasyfikacji Lubina nie przebije. Pewnie Robert Raczyński, rządzący miastem "od zawsze" ma jakieą swoje, urzędnicze argumenty na obecność odwej dziury, ale nie zmienia to faktu, że to skandal na potęgę, masakra, a także dowód na to, że można bez problemu wygrywać wybory w mieście w którego centrum od lat straszy dziura...W każdym razie wszystkich przyjaciół i nieprzyjaciół dziury zachęcam: przybywajcie 1 czerwca o 18-tej pod dziurę na Rynku bo to już historyczna dziura i trzeba ją "uczcić"!

Wszyscy teraz piszą o Euro,  więc nie mam wyjścia i wśród licznych meldunkow składanych premierowi i chórów malkonentów oraz złośliwców (szczególnie z TVN24, strasznie zrobili się antyrządowi, tak nagle..) powieszczę tylko, że takie będę efekty Euro ( i notowania rządu) jak...wynik polskiej reprezentacji. Tak, przyszłość Donalda Tuska "leży" w nogach Błaszczykowskiego, Lewandowskiego, Piszczka i Obraniaka. A także w rękach Szczęśnego, który ostatnio broni niestety coraz gorzej. Jak będzie sukces (wyjście z grupy), notowania rządu i PO pójdą w górę i 100 milardów (czy tylko?), wydane przy okazji mistrzostw, zostanie wybaczone. Gdy klęska (nie wyjście z grupy), natychmiast pojawią się nawoływania o speckomisję sejmową, wnioski do prokuratury...To taka polska specjalność, bez dwóch zdań.

Pojutrze ruszamy do Archangielska, ze spektaklem, "Palę Rosję! - opowieść syberyjska". Niby to klasyka gatunku, w tym roku nasz teatr wyjeżdża na potęgę, a po prawie miesiącu w Rosji nic nas nie zaskoczy. Ale ten wyjazd jest wyjątkowy, ma być początkiem projektu w rocznicę Wielkiej Wojny, w 2014 roku, jaki wspólnie z Rosjanami, Francuzami i Brytyjczykami chcemy zeralizować. Pierwsza wojna swiatowa to temat absolutnie zapoznany, dlatego po niego sięgamy.

czwartek, 17 maja 2012

Do zobaczenia


Drodzy Państwo, rezygnujemy z tego forum. Duszno nam. Ruszamy ku innej krainie, ale w żadnym razem nie znikamy na dobre. Już niedługo będzie nas można czytać w nowym, otwartym na rozmowę miejscu. Nas i kilku innych. Damy znać. Trzymajcie się, cześć i czołem!

Towarzystwo Kontrrewolucyjne

wtorek, 8 maja 2012

Polska mistrzem świata

Arsenal Londyn „tylko”  zremisował, ale na szczęście jego bezpośredni konkurenci w walce o awans do Ligi Mistrzów  stanęli na wysokości zadania i przegrali albo zremisowali, więc w tabeli angielskiej ligi niewiele się zmieniło. Notabene, patriotyzm patriotyzmem, ale Wojtek  Szczęsny znów popełnił kilka kardynalnych błędów, zawinił dwie bramki, mimo to komentatorzy wychwalali go pod niebiosa…Co się może zdarzyć w polskiej bramce na Euro 2012 tego nie wie nikt, o ile Euro w ogóle się odbędzie bo przecież Prezes ogłosił, żebyśmy bojkotowali Ukrainę i kopali piłkę tylko w Polsce, ewentualnie w jakimś jeszcze jednym kraju, co się w ostatniej chwili zgłosi.

Lekko zadziwia mnie to nawoływanie do bojkotu, choć podzielam pogląd, że to co robią tam z Julią Tymoszenko to czyste hańba, ale znajmy proporcje. Nie przypominam sobie, że nasi dzielni spece od prawa i sprawiedliwości nawoływali bo bojkotu olimpiady w Pekinie w 2008 r,  choć przecież Ukraina przy Chinach to prawie raj demokracji. Jakoś pojechaliśmy tam, pobiegaliśmy i poskakali i nikomu nie przeszkadzały pełne więzienia, kneblowanie prasy i różne inne typowo chińskie wynalazki. Ale rozumiem, że mamy teraz inną miarę,  w sondażach PIS dogadania PO i każdy pomysł, na dodanie promila do promila, jest dobry.
Powiem szczerze, że coraz bliżej Euro mam z nim coraz gorsze emocje. Te polityczne kłótnie, zamykanie teatrów w Warszawie, żeby kibice się napili i potańczyli, ta wielka kasa (100 miliardów?) wydawana bez żadnych ograniczeń bo przecież musimy zdążyć. Zbrzydło mi to mocno i pozostaje tylko wierzyć, że sportowo będzie ok, że będzie trochę pięknej, dobrej piłki, parę meczów, które będzie można zapamiętać i potem powspominać. Bo przecież prawdziwy polki kibic wspomnieniami i powtórkami żyje. Ostatnio w swym „Dzienniku” Jerzy Pilch napisał, że gdyby Mundial 1978 roku był w jakimś europejskim kraju to Polska zostałaby mistrzem świata. I uważam, że ma rację.

czwartek, 3 maja 2012

Mocne postanowienie poprawy

Z okazji 1 i 3 maja postanowiłem, jak ten syn marnotrawny, powrócić do w miarę regularnego pisania bloga. Ostatnio żył on od czasu do czasu naszymi (Towarzystwa Kontrrewolucyjnego) felietonami, ale to przecież rezultat twórczości zbiorowej, w której zresztą mój udział jest taki sobie,  pióra i wyobraźnie mojej towarzyszki i moich towarzyszy większe i że tak powiem, graniczące z doskonałością.

Przeto powracam do tych osobistych wpisów z mocnym postanowieniem poprawy, że może, nie tak od razu codziennie, ale co parę dni zapiszę coś publicznego, czego nie będę się wstydził nadmiernie. Bo przecież zadziało się ostatnio sporo zdarzeń wartych tego. Premiery w Modrzejewskiej (i nie tylko, bo zacząłem bywać w teatrach). Protest w teatrze, który kiedyś (i mój udział w nim) opiszę.  Inauguracja „Kulturalnego Szybu Bolesław”, pierwszego w końcu projektu mojej Fundacji. I początek mojej walki o Lubin, o stworzenie tam alternatywnego wobec oficjalnej kultury miejsca, miejsca spotkań ludzi różnych środowisk. Myślę, że to się zadziało, może nie monstrualnie, ale kameralnie, choć wyraźnie. Koncert Kasi Wilk i spektakl „Orkiestra|” to estetycznie dwie bardzo różne opowieści, a i na koncercie i na spektaklach była publiczność, której chciało się przyjść do tego przecież nie bardzo rozpoznanego miejsca w Lubinie. 16 czerwca ciąg dalszy, projekt Kamila Rogińskiego, znowu mocno inny estetycznie, zobaczymy...

Czytam teraz „Dzienniki” Pilcha i nieśmiało, z  typową skromnością, przyznaję ( i potwierdzają to dochodzące do mnie głosy), że jestem-  oczywiście mniej doskonałą - kopią Jerzego. Jest on mi, że tak powiem przeraźliwie bliski, ze swoją ironią, poczuciem humoru, poglądami na świat i piłkę nożną, to znaczy na piłkę nożną, bo tak po prawdzie nie widzi on świata poza piłką nożną. Teraz już rozumiem dlaczego  jako-tako wychodzą mi spektakle pilchowe. Bo niezależnie od wagi spraw, dziejowych i osobistych, zawsze, w obcym mieście, poszukamy Polsat Sport na którym akurat Lech Poznań (albo inna polska drużyna) toczy heroiczny bój ze Spartą Praga (albo inną drużyną) w absolutnie wstępnych eliminacjach do którejś tam ligi. Bo są sprawy ważne i ważniejsze, ale w moim życiu mało jest teraz spraw ważniejszych niż aktualny mecz Arsenalu Londyn i dyspozycja Tomasza Rosickiego.

"Parlamentyzacja" teatru

Dzieje się w naszym polskim teatrze, dzieje… Wszyscy mają już serdecznie dość tego rodzaju „dziania”, ale skoro dzieje się uporczywie, warto by to felietonem podsumować - skonstatowaliśmy przy kolejnej herbatce. Dumaliśmy więc i dumali, póki przypadek nie włożył nam w ręce pożółkłej kartki, na której ze zdumieniem i zgrozą wyczytaliśmy nasz kolejny felieton:

 „Ostatnie lata, w których natłok doniosłych problemów politycznych pochłonął całą niemal umysłowość narodu i wyssał zeń wszystkie soki żywotne, wpłynęły oczywiście zasadniczo i na stosunek publiczności do tzw. sztuki. Jak tę zmianę określić? Zobojętnienie? […] Dziś ‘nowy człowiek’ kupuje bilet, przyjmuje bez wielkich dociekań kęs strawy duchowej, jaki mu podadzą, idzie zapić go piwem do restauracji i kołysany dźwiękami walczyka przechodzi myślą do spraw serio, kombinując możliwie głębokie zapuszczenie ręki w kieszeń bliźniego swego przy możliwie najmniejszym ryzyku kryminału. Co mu tam repertuar, aktorzy! Ot, spędził wieczór i koniec, zawsze to jakaś odmiana po codziennym kinie.

W ślad za publicznością prasa, to wierne odbicie życia, również przestała się interesować teatrem. ‘Jak to!’, powie ktoś, toć od miesięcy całych o niczym nie ma mowy w prasie tak często, jak o teatrze. Och! to całkiem co innego; to nie teatr, to ‘kampania teatralna’. I oto dotknęliśmy arcyciekawego problemu: wpływów życia politycznego na formy życia artystycznego. Objawowi temu przyglądam się od dłuższego czasu z daleka, z uciechą niemałą a niczym niezmąconą, ile że sama kwestia jest mi dość obojętna.

‘Polityka’ teatralna istniała i istnieć będzie zawsze. O niciach tej polityki długo by i szeroko mówić. Ludzie są ludźmi i zawsze znajdzie się dość pobudek, które dany dziennik lub osobę nastrajają bardziej lub mniej czule względem danej dyrekcji. Ale dyrektor był dzierżawcą teatru, samowładnym panem w swojej budzie na lat sześć, przeto polityka teatralna obracała się jedynie koło szczegółów, nie godziła w jego zasadnicze ‘być albo nie być’.  […] Od czasu umiastowienia, czyli parlamentaryzacji teatru, zmieniła się fizjonomia tego stosunku. Rzecz przedstawia się tak: Dyrektor teatru to premier, któremu poruczono utworzenie gabinetu; prasa i wszystko, co się koło niej skupia, to rozmaite stronnictwa polityczne, coś niby Izba posłów. Otóż z chwilą ukonstytuowania gabinetu dyrekcji kształtują się stosunki stronnictw, tworzy się prawica i lewica, powstaje opozycja dążąca do konsolidacji partii, utworzenia bloku i obalenia gabinetu, aby samemu stać się rządem; rządem, przeciw któremu znowuż utworzy się blok etc., etc. Poszczególne sztuki to niby dyskusje parlamentarne […] A sztuka, autorzy, aktorzy? Mam wrażenie, że zeszli po prostu do roli pionków czy figur na szachownicy, na której prowadzi się tę kampanię dążącą do triumfalnego szach-mat! Nikt wszak nie wymaga od polityka, aby wyrażał uznanie dla talentów oratorskich lub mądrości politycznej mówcy wrogiego mu w danej chwili stronnictwa; ‘koniunktura’ polityczna stanowi o wszystkim. Stąd te nieprawdopodobne, głęboką humorystyką tracące różnice w ocenie danego utworu lub jego wykonania w poszczególnych organach ‘opinii’. Rzecz z natury swojej tak swobodna i kapryśna, jak indywidualny stosunek krytyka do przejawów sztuki, staje się matematycznie wykreśloną i dającą się z góry przewidzieć linią programu ‘politycznego’.

Nie żal mi dyrektora, trudno: qui a terre, a guerre. Mniej żal mi też autorów […]. Ale najgorzej, mam wrażenie, wychodzą na tym aktorzy, to znaczy ci, którzy na przekór wszelkim ‘reformom’ i ‘odrodzeniom’ teatru zawsze będą stanowić jego rdzeń i istotę.

Te delikatne organizacje artystyczne, te przeczulone kłębki nerwów, tak słusznie wrażliwe i drażliwe na współczesną i doraźną ocenę, jaką przedstawia dla nich świstek dziennika — gdyż dla nich, biednych, żadne odwołanie do potomności nie istnieje! — zasługują doprawdy, aby ich pracę i ich świątynię oceniano rzeczowo, uważnie, pieczołowicie, a nie gdzieś kątem, wśród huraganowego ognia ostrzeliwujących się wzajem pozycji nieprzyjacielskich.”

 Tak pisał Tadeusz Żeleński-Boy. A było to sto lat temu.

 Towarzystwo Kontrrewolucyjne