sobota, 24 listopada 2012

Albania

Mojemu pokoleniu Albania kojarzy się nieodmiennie z Radiem Tirana, gdzie  towarzysz Kazimierz Mijal snuł refleksje na temat  swoich byłych towarzyszy z KC PZPR, którzy przeszli na stronę ciemności. Tego radia już dawno nie ma, legenda pozostała. Komunistyczna Albania była bardziej „papieska niż papież”, wyrzekła się ZSRR, potępiła inwazję na Czechosłowację w 1968 roku (!), trzymała z Chinami, by w końcu i z nimi się pokłócić, i pozostać w absolutnej międzynarodowej izolacji. Potem runęły mury i Albania poszła, jak cała była komunistyczna Europa, „drogę demokracji”.

Spędziliśmy w Elbasan, stutysięcznym mieście, położonym między górami, kilka dni. Ściągnęło nas tam doroczne spotkanie Interactu,  sieci teatrów i festiwali, do której Modrzejewska należy, ale także ciekawość tego, bądź co bądź, egzotycznego świata. Lecz egzotyczny to on bywa na zdjęciach w internecie, na codzień widać biedę i  „wyczyny” komunistycznych architektów. To niesamowite, co potrafili oni zrobić z tym dziewiczym światem. Jak go potrafili zniszczyć. W latach 60-tych Chińczycy zbudowali w Elbasan kombinat metalurgiczny, który teraz popada w ruinę,. Hale zagracone starymi urządzeniami, popękane ściany – przestrzeń w sam raz dla legnickiego teatru. Zbieracze wykopują i gromadzą co się da, pod czujnym okiem swoich „opiekunów”. Za długo nie można tam robić zdjęć….
Nasze spotkanie towarzyszyło międzynarodowemu festiwalowi SKAMPA (tak najpierw nazywało się Elbasan). Do teatru, odbudowanego po pożarze ponoć w 5 miesięcy, nie ma biletów, wchodzi kto chce, w czasie spektaklu dzwonią komórki, ktoś rozmawia „na głośno”, błyskają flesze. W teatrze nie ma szatni, więc obecność widzów z reklamówkami nie jest rzadka. Piękne. Ludowa publiczność, jak w teatrze elżbietańskim. Jednocześnie po każdej scenie „Wieczoru Trzech Króli” Szekspira z Narodowego Teatru w Kosowie słychać gromkie brawa, na koniec owacja na stojąco, a gdy jeden z aktorów przynosi z kulis flagę albańską,  wymachując nią do publiczności, owacja po spektaklu przeradza się w narodową manifestację.

Ciekawy spektakl z ciekawego teatru. Wpisany w ich kulturę i obyczaj, także w części kostiumów. Z pomysłami na budowanie muzyczności świata – aktorzy „grają” deszcz, tętent konia, burzę.
Po Tiranie, gdzie mamy parę godzin do samolotu, oprowadza nas Efez, syn Adonisa Filippi, dyrektora festiwalu. Efez studiuje architekturę, wyraźnie pragnie innego świata, mówi dobrze po angielsku, co w Albanii wciąż jest rzadkością. Spacerujemy po osławionej dzielnicy dyktatora (tak o Enverze Hodźy mówią tu wszyscy), tu w willach mieszkali komunistyczni działacze, kiedyś strzegli ich strażnicy na bramach, teraz wszędzie są tu puby i knajpki. Współczesna Tirana tańczy na zgliszczach komunizmu?