piątek, 27 lipca 2012

Czekając na równouprawnienie w teatrze


Poniższa wypowiedź będzie niebawem w „Znaku”, ale że kanikuła i mało wpisów, więc już teraz odpowiadam na pytanie w ankiecie podsumowującej ubiegły sezon teatralny.

Nie można oceniać polskiego (ani żadnego innego) życia teatralnego na podstawie jednego sezonu. Nie jest on także w stanie budzić moich obaw czy oczekiwań. Myślę o teatrze jako o procesie – nie tylko w twórczej pracy, ale także w tendencjach kształtujących się w repertuarach polskich teatrów. Trendów tych nie sposób podzielić na sezony, mimo że krystalizują się dużo szybciej niż kiedyś.

Czuję – i mam nadzieję, że to poczucie jest uzasadnione – iż do głosu dochodzi tendencja, która polega na podważaniu skrajnie postdramatycznej mody teatralnej. Być może jestem zbyt wielkim optymistą, ale wydaje mi się, że coraz więcej osób domaga się równouprawnienia różnych form teatru, nie tylko tych zapatrzonych w polityczny performans, tanią publicystykę, od której tylko bolą zęby. Nie oznacza to wcale, że widzowie zaczną domagać się teatru literackiego, ale być może do łask wrócą formy autorskie, oryginalne – teatr lalkowy, muzyczny, teatr tańca, twory na pograniczu różnych sztuk. Możliwe, że z czasem głód nowości zacznie zaspokajać odkrywanie na nowo ludzi, którzy działają na polskich scenach od lat, lub proponowanie im nowych artystycznych wyzwań. Być może przycichnie też tak krzykliwe zainteresowanie doraźnością i w spektaklach powrócą tematy uniwersalne.

Są to jednak tylko pobożne życzenia, które wynikają z obserwacji „zmęczenia materiału”.  Coraz częściej takie głosy słyszę od widzów i od kolegów po fachu. Rzeczywistość – werdykty konkursów, repertuary dużych,  ogólnopolskich festiwali – na razie tych życzeń niestety nie potwierdza.

Pierwsze oznaki równouprawnienia różnych języków teatralnych widać jednak na płaszczyźnie organizacyjnej. W tym sezonie podjęto wiele decyzji o przekazaniu teatrów nowym dyrektorom. Mimo że nie wszystkie uważam za trafne, warto zauważyć, iż duże i ważne sceny przechodzą w ręce ludzi z różnych stron teatralnego świata.

Obawiam się natomiast, że środowisku teatralnemu nie jest dane zjednoczyć się w kwestiach podstawowych, chociażby finansowania i organizacji kultury w kraju. Akcje podjęte w tym celu często okazują się medialnymi wydmuszkami, a prawdziwy zapał do naprawiania systemu szybko gaśnie lub rozmywa się w prywatnych animozjach.