piątek, 8 marca 2013

Artyści i urzędnicy


29 listopada ubiegłego roku na zaproszenie Prezydenta RP odbyła się w Pałacu Prezydenckim w ramach Forum Debaty Publicznej debata o teatrze „Artyści i urzędnicy: szukanie wspólnego języka”. Udział w niej wzięli prezydent Bronisław Komorowski, podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Maciej Klimczak oraz zaproszeni goście: Barbara Borys‑Damięcka, Maciej Englert, Jacek Głomb, Grzegorz Jarzyna, Mirosław Karapyta, Krystian Lupa, Olgierd Łukaszewicz, Paweł Łysak, Włodzimierz Paszyński, Jacek Sieradzki, Magdalena Sroka i Paweł Wodziński. Miałem zaszczyt zabrać głos jako pierwszy w tej debacie, a w związku z tym, że całość wydrukuje niebawem „Dialog” przypomnę tutaj, co tam rzekłem na początek.

„Panie Prezydencie! Szanowni Państwo! Na podstawie swojego prawie dwudziestoletniego doświadczenia zdobytego podczas kierowania teatrem w Legnicy, mogę stwierdzić, że najważniejszy problem w stosunkach między artystami a władzą stanowią oczekiwania każdej ze stron. Niestety zasadniczo różne. Artyści, ludzie kierujący teatrami oczekują jak największej autonomii, jak największej niezależności, a urzędnicy tak naprawdę oczekują podporządkowania. Ja oczywiście mówię uogólniając, ale w skrócie tak to właśnie wygląda. Oczywiście w tych dwóch postawach pojawiają się różne półtony. Autonomia kojarzy się urzędnikom często na przykład z niegospodarnością, bo chodzi o środki publiczne, które należy wydawać zgodnie z ogólnymi zasadami. A artysta mówi: przecież to jest mój świat, moja kreacja i ja mam prawo do tego, żeby tworzyć po swojemu. I tu bardzo trudno o porozumienie.

Polskie samorządy są mocno upolitycznione; każda nowa ekipa przynosi, przyprowadza niejako nowe pomysły na kulturę. A my jako menadżerowie czy artyści kierujący instytucją musimy nieustannie, powiedziałbym, „uczyć się” kolejnej władzy. Nie widzę z tego kłopotu żadnego wyjścia – poza tym, żeby więcej rozmawiać. Tak naprawdę urzędnicy nie rozmawiają z artystami. Rozmowa odbywa się za pomocą pism, wytycznych, a bardzo rzadko zdarzają się spotkania, gdzie można by szukać wspólnych rozwiązań.

Punktem zapalnym między artystami i urzędnikami jest w tej chwili niestety nowa ustawa, tak mocno zepsuta w parlamencie. Wynika z niej na przykład oblig kadencyjności dyrektorów teatru, rzecz sama w sobie sensowna. Ale w praktyce obecnie w każdym województwie i w każdym mieście konstruuje się nowe umowy dyrektorskie, do których urzędnicy wpisują swoje oczekiwania, często bardzo daleko idące. Żeby na przykład zatwierdzać z nimi wszystkie tytuły, łącznie z datami premier. Oczywiście nie wszędzie tak się dzieje. Myślę, że najważniejsza jest kwestia dialogu i odpowiedzialności leżącej po obu stronach. Odpowiedzialności artystów za środki publiczne – podkreślam to bardzo mocno, bo wiem z doświadczenia, że z tym różnie w Polsce bywa – i odpowiedzialność urzędnika za to, że tu chodzi przecież o świat kreowany przez artystę".