sobota, 26 stycznia 2013

Teatr ma zbawiać świat


Choruję, i trochę nie mam siły na nowe wpisy. Ale wędrując po moich różnych archiwaliach, natknąłem się na wywiad, który nie wiem,  czy gdzieś się ukazał, a jest tam parę słusznych rzeczy do podzielenia się, oczywiście we fragmencie. Wywiad nosi datę  5 marca 2007 r., udzieliłem  go (nie pamiętam komu!)  po „Mizantropie”, a przed Raczakowymi „Dziadami” i moim „Łemko”. Przed 1. Festiwalem MIASTO w Legnicy. 6 lata temu. Z wszystkim co rzekłem,  mocno się identyfikuje, tak naprawdę to jest jeszcze gorzej w polskim teatrze…

 Czy teatr ma być tylko przeżyciem estetycznym, czy ma wpływać na świadomość społeczną widzów?

Oczywiście, że powinien wpływać na świadomość społeczną. To jest podstawowy warunek, a problem polskiego teatru polega na tym, że on nie wpływa. On generalnie ma to gdzieś, bo albo robi się estetyczne projekty, albo się szokuje. Obie te postawy nie mają sensu, ponieważ są nieprawdziwe. Ja jestem autorem teorii, że teatr powinien zbawiać świat. I traktuję tą teorię bardzo poważnie. Jest niewiele miejsc, w których ludzie mogą zobaczyć nadzieję na inny świat i takim miejscem może być teatr. Teatr, który robię, jest takim miejscem. Opowiadam się za teatrem, który zmienia rzeczywistość, którego funkcja nie polega tylko na tym, że robimy piękne przedstawienia, ale na tym, że one są „wpływologiczne”. Natomiast oczywiście one muszą być też artystyczne. Nie chodzi tylko o to, żeby były dobre intencje, ale żeby robić przedstawienia dobre warsztatowo. Myślę, że w Polsce zgubiła się tak zwana „warsztatowość” teatru. Aktorów nie słychać, muzyka jest źle używana, tandetna, światła są do niczego itd. Mam wrażenie, że w Polsce na rzecz teatru społecznego zatracono trochę umiejętność robienia teatru w ogóle. Tu jestem zawodowcem i uważam, że robić teatr, to spełniać wszystkie wymogi, które się z tym wiążą. Pierwszy wymóg jest taki, że widz musi widzieć i słyszeć. Jeżeli nie widzi i nie słyszy, to znaczy, że teatr jest do dupy. Dlatego z pewnym uśmiechem patrzę na produkty moich kolegów - nie będę wymieniał nazwisk, pani się pewnie domyśla. Mówię głównie o Janku, którego nie widać i nie słychać.

 Czy teatr pełni rolę wychowawczą?

W związku z tym, że gram spektakle o godzinie jedenastej i dwunastej i się tego nie wstydzę, to mogę powiedzieć nawet więcej – ja pełnię rolę edukacyjną. Uczę tych młodych ludzi pewnej wrażliwości, innej niż telewizja, ale też innej, niż teatr w ich wyobrażeniu. Oni trafiali do teatru ze świadomością, że nie ma nudniejszej rzeczy na świecie, niż teatr. I tu się zwykle pozytywnie zaskakują. To jest super. Czegoś takiego, jak „Mizantrop” w kostiumie oni nie zobaczą w żadnej telewizji, nikt teraz się tym nie zajmuje. Głęboko wierzę, że teatr taką wychowawczą, czy edukacyjną rolę spełnia, natomiast nie powinien oczywiście przemawiać. Myślę, że teatr jest od tego, żeby rozmawiać. Więc jeżeli on rozmawia i przy okazji tej rozmowy taka rola się pojawia, to jest ok, natomiast nie może walić niczego do głowy. Jestem za teatrem dialogu i w przymierzu z widownią. To przymierze zostało zerwane wiele lat temu i teatr w ogóle nie chce go odzyskiwać. Teatr ciągle chce przemawiać do widza, a nie z nim rozmawiać.

 Czy teatr ma realną siłę oddziaływania, taką, żeby można było mówić o jego społecznej funkcji?

Moim zdaniem mój teatr ma taką siłę, dlatego, że robię go w takim mieście, w jakim go robię. Robię go w mieście, w którym nie ma innego teatru, w mieście, w którym nie ma wytwórni seriali, w mieście, w którym teatr jest właściwie jedynym tego typu wymiarem artystycznym, jedyną instytucją artystyczną. Moim widzem jest i profesor i pijak. Trafiam do takiej widowni, gram w takiej przestrzeni społecznej, w której rzeczywiście mój widz jest otwarty i myślę, że to, co on z naszych spektakli odbiera, jest właśnie tym, o czym pani mówi – że mu to pomaga żyć. Być może mówię to przesadnie – bo żeby było jasne, nie prowadzę badań na ten temat. Mogę tylko powiedzieć, że znam swoją widownię, ponieważ bywam na większości swoich spektakli we wszystkich miejscach, w których gramy. A jak pani wie, charakterem pisma tego teatru jest granie w takich miejscach, gdzie nikt nie dociera, bo jest ciemno. Więc najpierw jest teatr, żeby zapalić światło. I po to do teatru ludzie przychodzą – mówię o Zakaczawiu, o Piekarach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz