niedziela, 2 września 2012

Kokobolo najlepsze jest


Zamilkłem na blogu na trzy tygodnie nie z powodu lenistwa, ale ciężkiej pracy (na razie 30 prób w ciągu 15 dni, z przerwą tylko na niedziele). W Łodzi w Teatrze Nowym reżyseruję sztukę Roberta Urbańskiego „Kokolobolo,  czyli opowieść o przypadkach Ślepego Maksa i Szai Magnata”. Robert napisał tę opowieść specjalnie na zamówienie Teatru Nowego, a konkretnie jego dyrektora, Zdzisława Jaskuły.  Zdzich jest dowodem, że poeci mogą rządzić teatrami i robią to wcale nie gorzej,  niż wysławiani - szczególnie na Dolnym Śląsku - managerowie. Kokolobolo to szemrana nazwa szynku/piwiarni, gdzie Maks Borensztajn vel Ślepy Maks, przedwojenny łódzki Al. Capone,  rezydował i gdzie w 1929 r. z zimną krwią zastrzelił Srula Karmę  Balbermana. Panowie pokłócili się o wpływy w legalnie działającym (!)  stowarzyszeniu filantropijnym „Bratnia pomoc”, które oficjalnie zajmowało m.in. zbieraniem środków na posagi dla biednych żydowskich dziewczyn. A tak naprawdę było stowarzyszeniem „dusicieli”, czyli jak to poetycko ujął autor sztuki – zajmowało się duszeniem dłużników.
Czytam przedwojenną łódzką prasę i pełna jest ona opisów wyczynów bohaterów naszej sztuki: Ślepego Maksa, Szai Zylberszaca vel Magnata, Fajwla Bucika. W 1929 r.  Maks stał na czele bandy złodziejskiej o wyjątkowo oryginalnej nazwie Dardanele. W 1935 r. działała już ona pod inną nazwą – „Bracia mocni”. Wyobraźnia łódzkiego świata przestępczego nie znała granic. W książce adresowej miasta Łodzi na lata 1937-39 Fajwel Najfeld vel Bucik, który miał w Łodzi kasyno wraz z burdelem, figuruje jako…introligator. Robert,  nie wiedząc jeszcze o tym,  zrobił z niego w sztuce fałszerza, największego fałszerza Łodzi. Od introligatora niedaleko do fałszerza, i tak sztuka dopisuje swoje trzy grosze do rzeczywistości.

O Kokolobolo pisał we wspomnieniach przedwojenny łódzki dziennikarz Adam Ochocki:
„Okrzyk bojowy dzielnych wojowników plemienia Apaczów? Imię piękności z Wysp Polinezyjskich? A może nazwa tańca egzotycznego? Nie łamcie sobie na próżno głowy i tak nie odgadniecie, co to słowo oznacza. Takie miano nosił niepozorny szynk w nieistniejącym już drewniaku na rogu ulicy Wschodniej i Pomorskiej, naprzeciwko parkingu, gdzie dzisiaj zobaczycie wyłożony płytkami placyk z kioskiem „Ruchu” i straganem owoców.
Kokolobolo! Na sam dźwięk tego słowa cierpła ludziom skóra. Tutaj bowiem schodzili się groźniejsi od Apaczów apasze, złodzieje, alfonsi, męty i szumowiny wielkomiejskie. Częstym gościem w tym przybytku bywał niejaki Przytulnik, dwumetrowy drab o niesłychanej krzepie. W sali tańca osaczyła go szajka rudego Rubina i zakłuła nożami. Już pierwszy cios, zadany w serce, był śmiertelny, jak wykazała ekspertyza lekarska. Miał przecież Przytulnik jeszcze tyle siły, że przebiegł kilka metrów, dopadł któregoś z napastników i rozszarpał go, jak rozwścieczony odyniec atakującego go psa. Przychodził tu również Mojsio Pojto, osławiony bogacz bałucki, Pejsach Mamyluk, co to w dzieciństwie uciekał od matki, Szaja Bokser, Mendełe Bękart, Bazmak i inni, z nazwiska znani chyba tylko wtajemniczonym. Tutaj też urzędowali w oparach alkoholu członkowie dintojry, sądu złodziejskiego i ferowali wyroki. Odwołania od nich nie było. Chyba... na tamtym świecie.
Z szyldu nad lokalem wynikało, że jest to piwiarnia z prawem wyszynku. „Kokolobolo” było nazwą nieoficjalną, zaczerpniętą z bogatego żargonu złodziejskiego. Co oznaczała – nie wiem. Ciekawości mojej nie mogli zaspokoić nawet stali bywalcy tego lokalu, z którymi z racji mojego zawodu miewałem luźne kontakty.
- Co pan będziesz przejmował? – poklepywali mnie przyjaźnie po ramieniu.
- Kokolobolo to Kokolobolo i już”.
A my w spektaklu mamy hymn Kokolobolo (słowa Robert Urbański, muzyka Bartek Straburzyński). Może będzie przebój?

Ma żabojad swe Wersale
I w Paryżu kabarety,
Mają Szwaby wielkie bale,
Wiedeń złote ma bankiety…

A my w dupie mamy Wersal
Wiedeń i sopockie molo,
W dupie Moulin Rouge i Berlin,
Bo mamy Kokolobolo!

Kokolobolo
To jak po setce w śmietanie
śledż
Kokolobolo
Razem czy solo
Najlepsze
Kokokokokokokobolo

Gdy w chałupie ci dosolą,
Gdy od życia kości bolą,
Gdyś sterany ludzką dolą –
Przychodź do Kokolobolo!

                                     Kokolobolo
                                    To jak po setce w śmietanie
                                    śledź 
Kokolobolo
Razem czy solo
Najlepsze
Kokokokokokokobolo
Jest!

 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz